[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co się dzieje? Co wy robicie? - Zapytała ochryple Bliss.Wszystko działo się zbyt szybko, by mogła to ogarnąć.- Patrz.- Forsyth wyjął z dłoni Jordan niewielkie ostrze i rzucił jeswojej żonie.- To ona otworzyła sejf.Bliss próbowała poukładać wydarzenia, ale logiczne myślę nieprzekraczało w tym momencie jej możliwości.Była oszołomiona izdezorientowana.Czy całkiem oszalała, czy też Jordan właśniepróbowała ją zabici Wzdrygnęła się, kiedy macocha położyła jej rękęna czole.175 - Ma gorączkę.- Powiedziała do męża.Następnie zsunęła bluzkęBliss i obejrzała jej piersi.- Ale chyba nic jej nie jest.Forsyth skinął głową i przykląkł, drąc prześcieradło Bliss na pasy,którymi związał koce krępujące Jordan.Bliss popatrzyła na pierś, myśląc, że może to szmaragd zadał jejból.Miała wrażenie, że kamień wypalił ślad na jej skórze, piętnującją.Ale kiedy go dotknęła, poczuła chłód, jak zawsze.Skóra pod nimbyła gładka i nienaruszona.W tym momencie zrozumiała.Szmaragdocalił ją przed ostrzem broni, która miała przeszyć jej serce.- Wszystko w porządku.- Oznajmiła BobiAnne po zbadaniuzrenic i pulsu Bliss.- Grzeczna dziewczynka.Napędziłaś mi niezłegostracha.- Stwierdziła w końcu, klepiąc się po kieszeniach wposzukiwaniu swoich marlboro light.BobiAnne zapaliła papierosa i zaciągnęła się głęboko, aż nakońcu uformowała się kolumienka popiołu.Bliss zauważyła, żemacocha ma wieczorowy makijaż, a oboje rodzice są ubrani weleganckie stroje na oficjalne przyjęcie.- Co się stało? Dlaczego Jordan mnie zaatakowała? - SpytałaBliss, w końcu odzyskując głos i spoglądając na ojca.Musiała poczekać kilka minut na odpowiedz.Forsyth Llewellyncieszył się w Senacie opinią umiarkowanie postępowego, byłpostrzegany, jako osoba zawsze gotowa do negocjacji z drugą stroną ido poszukiwania konsensusu między zwaśnionymi stronami.Jegogładki teksański urok przydawał się podczas podjazdowej wojnylegislacyjnej.Bliss widziała, że w tym momencie wykorzystuje ten urok naniej.- Kochanie, musisz zrozumieć, że Jordan się od nas różni.-Powiedział Forsyth, poprawiając więzy krępujące jego młodszą córkę.- Nie jest jedną z nas.- Jedną z nas? Jak to?- W swoim czasie zrozumiesz.- Zapewnił ją.176 - Zmuszono nas do przyjęcia jej do rodziny.Nie mieliśmywyboru! - Wybuchnęła BobiAnne.Jej głos ociekał goryczą.- CordeliaVan Alen się przy tym uparła.Wścibska stara wiedzma.- Jordan nie należy do naszej rodziny.- Dodał ojciec Bliss.- O czym wy mówicie? - Jęknęła.To zaczynało być zbyt wiele.Miała dość wszystkich tych sekretów i kłamstw.Miała dość trzymaniajej w całkowitej niewiedzy.- Wiem wszystko o Allegrze.- Oznajmiłanagle, patrząc na nich wyzywająco.BobiAnne spojrzała na męża, jakby chciała powiedzieć  a nmówiłam?".- Co wiesz o Allegrze? - Zapytał Forsyth z całkowicie niewinnątwarzą.- Znalazłam to.- Bliss sięgnęła do kieszeni i pokazała impodpisaną fotografię, którą do tej pory zawsze miała przy sobie.-Okłamałeś mnie.Powiedziałeś, że moja matka nazywała się CharlottePotter.Ale Charlotte Potter nigdy nie istniała, prawda?Forsyth zawahał się.- Nie.Ale to nie jest tak, jak przypuszczasz.- Więc słucham.- To skomplikowane.- Westchnął.Błądził spojrzeniem powspaniałym widoku plaży za oknem, unikając wzroku córki.-Pewnego dnia, kiedy będziesz gotowa, powiem ci.Ale nie teraz.To było wkurzające.Ojciec znowu robił to samo: unikał pytań,nie dopuszczał jej do głosu.Odgradzał ją od prawdy.- A co będzie z Jordan? - Zapytała.- Nie martw się.Nie będzie już mogła cię skrzywdzić.-Powiedział uspokajająco Forsyth.Odeślemy ją w bezpieczne miejsce.- Do tego ośrodka odwykowego?- Tak, czegoś w tym rodzaju.- Odparł ojciec.- Ale dlaczego?- Bliss, skarbie, tak będzie dla niej lepiej.- PowiedziałaBobiAnne.177 - Ale.- Bliss była całkowicie zdezorientowana.Jej rodzicemówili o Jordan, jakby była psem odsyłanym na wieś.Mówili o niej,jakby się w ogóle nie liczyła.Ale Bliss musiała przed sobą przyznać, że te dziwne stosunkirodzinne nie były niczym nowym.Pomyślała, że BobiAnne nigdy niemówiła z czułością o Jordan, zawsze podkreślała, że woli Bliss, któranie była nawet jej prawdziwym dzieckiem.Ojciec zawsze trzymał sięna dystans od swojej dziwnej młodszej córki.Kiedy Bliss była młodsza, zauważyła obojętność rodziców wobecmłodszej siostry.Teraz zrozumiała, jak patologiczne to było.Jej rodzice nienawidzili Jordan.Od zawsze.178 ROZDZIAA 37ROZDZIAA 37- Dzwonili z hotelu.- Wyjaśnił Oliver, wracając do stolika.- Ktośwłaśnie wyjechał i zwolnił im się pokój.Pytali, czy chcę go wynająć.Więc będziesz miała własny apartament.- Zwrócił się do Schuyler,zachowując neutralny wyraz twarzy.- Dzięki.- Odpowiedziała, starając się, aby jej głos brzmiałnaturalnie, nawet jeśli czuła, że ma dziurę w miejscu serca.Zmusiłasię jednak, żeby nie myśleć o Jacku.Potem.potem będzie miała czasna żałobę.- Więc dlaczego Rada tu przyjechała? - Zapytał Oliver.- Czy to zpowodu Lewiatana?- Rada jest tutaj? - Spytał ostro Lawrence.- A! Zapomniałam powiedzieć.Tak, są tutaj.Wszyscy.- OdparłaSchuyler.- Chyba przyjechali wczoraj.Lawrence osuszył kieliszek, zastanawiając się nad nowootrzymaną informacją.Kelnerka pojawiła się znikąd, zupełnie jakbytakże dysponowała wampirzymi zdolnościami, podając mu kolejnykoktajl.- Jeszcze jedna virgin pinacolada? - Zapytała, wskazując kieliszki,wypełnione do połowy topniejącą żółtą breją.- Dla mnie whisky.- Odkaszlnął Oliver.- Dla mnie też.- Dodała szybko Schuyler, postanawiajączaryzykować pózniejsze kazanie dziadka.- Kim jest Lewiatan? -Nachyliła się do Olivera.Bar zaczął się wypełniać spieczonymisłońcem turystami, zainteresowanymi ofertą dnia.W tle zespól grałporywającą sambę.- Gdybyś poświęciła stosowny czas lekturom, wnuczko, niemusiałabyś zadawać tego pytania.- Odparł Lawrence.- Lewiatan to demon.- Wyjaśnił Oliver.179 - Jeden z najpotężniejszych srebrnokrwistych wszech czasów.-Dodał Lawrence.- Brat samego Księcia Ciemności i jego prawa ręka.Schuyler wzdrygnęła się.- Ale co on ma z tym wspólnego?Przeszkadzała jej głośna muzyka.%7ływa, radosna melodia; ostrokontrastowała z ponurym tematem ich rozmowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki