[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A młodym pewnie będzie bardzo miło.- Tak ksiądz myśli? - ucieszyła się Laura.- No.tak mnie się wydaje - powiedział proboszcz ostrożnie.- Ale to jeszcze nie wszystko - poinformowała go Laura zzapałem.- Nie? - zdziwił się, pełen niejasnych przeczuć.- Proszę sobie wyobrazić - przemówiła sztuczniemodulowanym głosem, pewniej rozsiadła się na krześle iefektownie uniosła prawą dłoń - kościół tonie w świecach.%7ładnego sztucznego światła, wszędzie tylko świece - dodałanieznoszącym sprzeciwu głosem.- Młodzi podążają czerwonym dywanem obsypanym płatkamiróż do ołtarza.A tuż przed ołtarzem, z prawej strony JA! - W celuwzmocnienia wrażenia Laura nienaturalnie wyprostowała się nakrześle i na chwilę zamilkła.- Zpiewam  Ave Maria" - kontynuowała po minucieciszy - a za mną chór dziecięcy.- Chór dziecięcy - powtórzył proboszcz z niedowierzaniem.- Chór dziecięcy - potwierdziła Laura.- Wszyscy ubranijednakowo w białe szaty z przymocowanymi do plecówanielskimi skrzydłami.Jakby dopiero zstąpili z nieba.- O święty Józefie - szepnął tylko ksiądz.-1 co? Czyż to nie bajeczne? - chciała wiedzieć Laura.-Tak.- westchnął proboszcz.- Bajeczne.Z całą pewnością.-Pokiwał w zamyśleniu głową.- Mam jednak pewne obawy, czy.- Ależ, proszę księdza - gwałtownie przerwała mu Laura - jaoczywiście złożę stosowny datek - zapewniła gorliwie.- Nabudowę kościoła, nowy witraż albo organy.Parafia na pewno mawiele potrzeb.- Spojrzała na niego pytająco.- To prawda - przytaknął proboszcz.- Dużo tu jeszcze jest dozrobienia, ale.- Znowu podrapał się po głowie.- W takim razie załatwione.- Laura ponownie mu przerwała isięgnęła po torebkę.- Ale mam obawy, czy młodzi będą zadowoleni -dokończyłksiądz i utkwił w niej niepewne spojrzenie.-Gwarantuję, że będą zachwyceni! - oświadczyła stanowczo.-Ale im na ten temat ani słowa - zastrzegła.- Proszę pamiętać, żeto ma być niespodzianka!*- Dzień dobry, dzień dobry, panienko! - Kazio radośniepoderwał się z krzesła. - Dzień dobry.- Jolka uśmiechnęła się do starszego pana imrugnęła przyjacielsko w stronę Grześka.- Dawno cię tu nie było - zauważył on, próbując nadać głosowineutralny ton.- Właśnie! - poparł Grześka Kazio.- Jakby się panienka podziemię zapadła! My tu panienki każdego dnia wyglądamy, apanienki ani widu, ani słychu! - dodał z przyganą.- To prawda - Jolka zmieszała się nieco - ale ostatnio byłamstrasznie zawalona robotą - wytłumaczyła, mając nadzieję, żebrzmi to wiarygodnie.- Teraz też wpadłam tylko na chwilę, żebypodziękować za.- Młodzi! - wszedł jej w słowo Kaziu, przeczuwając, co Jolkazamierza powiedzieć.- Każdy się teraz tylko pracą wymawia.-Spojrzał na nią karcąco.- Takie czasy - uśmiechnęła się przepraszająco - ale wracającdo tematu - przeniosła wzrok na Grześka - to było naprawdębardzo miłe i.-Ano takie czasy! - Kazio postanowił nie dopuścićdo wydania się jego intrygi z pączkami.- Wszyscy tylko praca,praca, i zarabianie pieniędzy.Tak w kółko- gorączkował się.- A potem się dziwią, że wokół same zingle,czy jak oni się tam zwą.- Single - odparli równocześnie Jolka i Grzesiek i popatrzyli nasiebie z rozbawieniem.- Single nie zingle, jeden pies - kontynuował wzburzony Kazio.- A ja się pytam: gdzie się ci młodzi mają bliżej zapoznać, jak oniz pracy ani nosa nie wyściubią? Zamiast na jaką ładną randkę sięumówić.- Tu Kazio umilkł i bardzo wymownie spojrzał na Jolkęi Grześka.- To nic! Ani do kina, ani do kawiarni.Tylko czekająnie wiadomo na co.Chyba na to, żeby ich kto inny ubiegł! -powiedział dobitnie i wziął głęboki wdech, by móc kontynuowaćprzemowę.Swego wywodu jednak nie dokończył, bo do cukierni weszła grupka rozchichotanychdziewcząt.- Masz klientów, więc ja już polecę - wykorzystała sytuacjęJolka.- Jeszcze raz dzięki! - rzuciła i nim zdumiony Grzesiekzdążył zapytać, za co właściwie te podziękowania, już zniknęłaza drzwiami.*- Bajecznie, po postu bajecznie! - powiedziała do swych myśliLaura, przemierzając główny deptak miasta.Jej misja siępowiodła i wszystko wskazywało na to, że ceremonia ślubnajedynaka okaże się prawdziwym wydarzeniem.Teraz ona samamusi wziąć tylko kilka lekcji śpiewu, by wrócić do dawnej formy.I oczywiście przećwiczyć pieśń z małymi solistami.Swoją drogą,jakie to szczęście, że przypadkiem natknęła się na Elizę.Dawnaznajoma spadła jej jak z nieba! I - co najważniejsze - zgodziła się,by chór dziecięcy, którym dyryguje od dobrych kilku lat,wystąpił na ślubie Roberta.Nie za darmo oczywiście.Leczdoprawdy, bajeczna oprawa tej szczególnej mszy warta jestkażdych pieniędzy.Laura westchnęła, jakby kamień spadł jej zserca, i poczuła przemożną chęć zapalenia.Przysiadła więc wjednym z kawiarnianych ogródków, zamówiła mrożoną kawę i zlubością zaciągnęła się papierosem.Rozmarzonym spojrzeniemomiotła siedzących przy sąsiednich stolikach.A potem przeniosławzrok na ukwiecony taras kawiarni po drugiej stronie ulicy.Woddalonym od reszty stolików kąciku, osłoniętym ogromnymparasolem w biało-żółte paski, siedziała jakaś para.Twarzykobiety Laura dokładnie nie widziała, jedynie zarys profilu.Alecoś w jej ruchach i sposobie trzymania głowy wydało się Laurzeniepokojąco znajome.Oblicze towarzyszącego kobiecie mężczyzny prezentowało sięnatomiast w całej okazałości i Laura nie mogła pozbyć sięwrażenia, że skądś zna tę twarz.Słońce świeciło jej prosto woczy, więc założyła ciemne okulary i zaintrygowana przyglądałasię tym dwojgu.Zachowywali się nie jak zakochani, ale też niejak dobrzy znajomi.Coś między nimi było, przeskakiwała jakaśiskra.Na pierwszy rzut oka niezobowiązująca konwersacja, pochwili uważnej obserwacji wydawała się dialogiem,niepozbawionym specyficznego napięcia.Po chwili oboje wstali,kobieta coś mówiła, żywo gestykulując, on potakująco kiwałgłową choć jego twarz mówiła, że nie do końca się z tym zgadza.Ona podała mu rękę, on nachylił się i cmoknął ją w policzek.Wąskim przejściem między stolikami kobieta ruszyła w kierunkuwyjścia.I teraz dopiero Laura zobaczyła jej twarz i zezdziwieniem zanotowała, że to twarz jej przyszłej synowej.Sięgnęła po torebkę i wyjęła z niej pożyczone od Violletki zdjęcieApolonii i Marka.1 wszystko już było jasne.*- Co robisz? - zagadnęła Jolka, sadowiąc się na kuchennymstołku i zerkając na zawalony papierami stół.- Sama zobacz.- Apolonia podała jej pierwszą z brzegu kartkę.-Aaaa, wykresiki! Poradnia rodzinna, co? - Jolka spojrzaławspółczująco na przyjaciółkę.- Tak - mruknęła Apolonia.- Nauki przedmałżeńskie Robert i jamieliśmy na religii w liceum, więc ksiądz nam je zaliczył, aleprzez to, niestety, trzeba przebrnąć.-1 co? Serio tak straszne jak mówią? - zainteresowała się Jolka,sięgając po kawałek placka ze śliwkami. - A, daj spokój, naturalizm w czystej postaci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki