[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacisnąłszczęki, a i w jego spojrzeniu błysnęła stal.- Jednak bardzo się staram - pospieszyła z dodatkowym wyjaśnieniem- unikać sam na sam, tak z nim, jak i z innymi dżentelmenami.Podobnesytuacje mogą się łatwo wymknąć spod kontroli, jak to pan trafnie zauważyłi wykazał.Przez myśl Gabrielli przemknęło wspomnienie tego, jak bardzosytuacja między nimi wymknęła się spod kontroli, kiedy ostatnio byli samna sam ze sobą.Zastanawiała się, czy i on teraz o tym myślał, bo zatrzymałsię nagle tak, że swoją sylwetką o szerokich ramionach zasłonił jej widok nasalę.Znalazła się teraz między nim a ścianą: w ten sposób mieli namiastkęprywatności.- Dokładnie tak było - przyznał, opuszczając powieki.- Ulżyło mi,kiedy usłyszałem, że pani ćwiczy się w roztropności.Krew zaczęła jej żywiej krążyć, szum i gwar sali balowej słyszała terazjakby mocno przytłumiony.- Tak.To mi się wydało rozsądne.Wyvern przysunął twarz bliżej, jego głos brzmiał jak pieszczota.147RS - Więc co? Wybierzemy się jutro na przejażdżkę? Zaskoczył ją, niewiedziała, o jakiej przejażdżce mówi.Ależ oczywiście, o konnej, zganiła siebie w duchu.Na pewno.Wytrącił ją z równowagi.Stała ze spuszczonymi oczami, starając sięuspokoić.- Tak.Oczywiście.Długą chwilę patrzył jej w oczy, zanim się odsunął.- O ile się nie mylę, zaraz podadzą kolację.Może zjemy ją razem iobmyślimy całą strategię?- Więc to ma być batalia?- Oczywiście! Jeżeli coś nie jest warte, by o to walczyć, w ogóle niejest nic warte.Zastanowiła się nad jego stwierdzeniem, ciekawa, czy ma odniesienietakże do miłości.Ale przestała o tym myśleć i wsparła się na jego ramieniu.Znów przechadzali się po sali balowej.148RS 9Widział pan? - pytała Gabriella nazajutrz po południu, jadąc konnoobok Tony'ego wzdłuż alejki Rotten Row w Hyde Parku.- Ta kobieta przednami tak nagle zawróciła.Tony zauważył ten afront.Nic jednak nie dał po sobie poznać,wzruszył tylko ramionami.- To pewnie znajoma pani ciotki.Nie pozwolę, by sprawiła paniprzykrość.Jednakże ta reakcja, choć zdecydowanie najbardziej nieprzyjemna zewszystkich, nie była jedyną, z którą Gabriella spotkała się od chwili, kiedypół godziny temu wjechała do parku.Jej ciotka, lady Munroe, niemarnowała czasu i starała się jak największą liczbę osób obdzielićjadowitymi uwagami na temat Gabrielli; pomagała jej w tym szerząca sięplotka o spotkaniu obu pań ostatniej nocy.Chociaż prawda o pochodzeniu Gabrielli nie była utrzymywana wsekrecie, nigdy tak otwarcie nie wytknięto jej związku rodziców.Towarzystwo na ogół nie przepadało za wsadzaniem nosa w skandale czyniestosowności.Jednak publiczne wypomnienie jednego i drugiegousprawiedliwiało konieczność ponownego przemyślenia opinii wyższychsfer, a na tym właśnie niektórym bardzo zależało.Tony wiedział, że może liczyć na pomoc przyjaciół i tych znajomych,którzy nie odważyliby się zaryzykować potępienia z jego strony.Ale byłoteż kilku innych - w dodatku niezależnych i wpływowych - którzy moglibyalbo wynieść Gabriellę bardzo wysoko, albo ją zgnieść obcasem buta149RS socjety.Właśnie z tymi ludzmi powinni się spotkać i przeciągnąć ich naswoją stronę.Mimo rozmaitych plotek Tony wiedział doskonale, że nikt niepotrafiłby wynalezć jakichkolwiek mankamentów w powierzchownościGabrielli, czy też twierdzić, że nie jest damą.W Seledynowej amazonce zatłasu prezentowała się królewsko; jej alabastrowa cera promieniałazdrowymi rumieńcami, a oczy patrzyły miękko jak omyte rosą fiołki.Stylowy słomkowy kapelusz z figlarnym białym piórkiem okrywał upięte dogóry, lśniące sploty, z których wymykało się parę niesfornych loczków,wdzięcznie wijących się na czole i policzkach.Ta dziewczyna miała w sobieżar i żywotność gorącego letniego dnia.To prawdziwa piękność, pomyślał.I nie tylko zewnętrznie.Wiedział dobrze, że jej dusza też była piękna.Choćby dlatego niemógłby ścierpieć, by przeżywała przykrości z powodu wściekłej ciotki, czyteż, żeby odrzuciło ją towarzystwo.W końcu nikt nie wybiera sobierodziców; najważniejsze jest, jak człowiek postępuje.A jego obserwacjepotwierdzały, że i w tej materii Gabrielli nic nie można zarzucić.Skierowała na niego wzrok i pochwyciła jego spojrzenie.Kącikiróżanych ust uniosły się w lekkim, uroczym uśmiechu.On też sięuśmiechnął.Wpatrzony w jej usta, walczył z pokusą, by się pochylić wstronę Gabrielli i pocałować ją.Jakiż byłby to żer dla plotkarzy!Musi opanować pożądanie.Wyprostował się w siodle i jechał,popatrując od niechcenia na tłum elegancko ubranych pań i panów, którzywybrali się na spacer po parku.Była to  modna pora" przechadzek.Zauważył, że naprzeciw nich jedzie Dickey Milton.150RS Miltona, liczącego się już kreatora mody, nazywano drugimBrummellem* od chwili, kiedy ów niegdyś wielki człowiek stracił łaskiksięcia regenta i uciekł na kontynent.Gdyby udało się zyskać poparcieMiltona, jego wpływy mogły na długo zapewnić Gabrielli odpowiedniemiejsce w towarzystwie.* Beau Brummell (1778-1840) - słynny dandys londyński, dyktatormody i przyjaciel księcia regenta, pózniej króla Jerzego IV Zcigany za długikarciane, uciekł do Francji i tam pozostał do śmierci (przyp.tłum.).Milton zamienił kilka słów z parą, która właśnie przechodziła, poczym podjechał do nich i ściągnął koniowi wodze.Tony i Gabriella zrobilito samo.- Wyvern! - Milton pochylił w ukłonie ciemnoblond głowę.- Jak sięczujesz w taki piękny dzień?- Zupełnie dobrze, dziękuję, Milton.Mam nadzieję, że ty także!- Och, ja jestem, jak zawsze, w różowym humorze.zwłaszcza teraz,kiedy Weston wykończył nareszcie mój nowy surdut.- Pogładził granatowymankiet.- Nadzwyczajny krój, mówię ci - a to klucz do wszystkiego.Niemożna nic zepsuć, jeśli ma się solidną podstawę i nią się kieruje.Ale dośćjuż o mnie.Jest przecież z nami dama! Błagam, Wyvern, przedstaw nassobie, bądz tak dobry!Błysk w oku Miltona wyraznie mówił Tony'emu, że tamten doskonalesię orientuje, kim jest Gabriella, i że do niego również dotarła lawina plotekna jej temat.Ze względu na nią jednak postanowił dalej ciągnąć tę grę.Zodrobiną fanfaronady dokonał prezentacji.Milton włożył monokl do oka iobejrzał Gabriellę od stóp do głów.Tony dostrzegł, że lekko zesztywniała,ale zachowała spokój i godne podziwu opanowanie.151RS - I cóż, zdałam egzamin? - spytała, kiedy Milton wyjął monokl, któryteraz wisiał na błękitnej wstążce przy kieszonce jego kamizelki.BrewDickey'a uniosła się.Tony przez chwilę sądził, że uwaga Gabrielli byłazanadto bezceremonialna i spodziewał się nawet chłodnej odpowiedzi, a potakiej należałoby tylko pożegnać się i oddalić jak najszybciej.Tymczasem Milton znów obrzucił ją długim spojrzeniem.- Ta zieleń doskonale pasuje do pani karnacji.wydobywa różowośćpoliczków.No i suknia - doskonale uszyta.Może pani przekazać swojejprojektantce wyrazy mojego uznania.Gabriella pochyliła głowę.- Dziękuję.Przekażę jej pańską opinię najszybciej, jak będę mogła.- A zatem.pani matka była aktorką, czy tak? - zagadnął Milton.- Tak, to prawda - odpowiedziała Gabriella, z wyrazną nutką dumy wgłosie.- Hm.Ja zawsze miałem słabość do aktorek, wie pani? Uważam, żesą zabawne i figlarne.a te cechy, jak mi się wydaje, pani odziedziczyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki