[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy młoda? Ty lubisz młode dziewczyny, tak mi się zdaje.- To nieprawda.Z młodych dziewcząt lubię tylko ciebiejedną, nikogo więcej.Ale ciebie lubię nie tylko za twojąmłodość.Może byłoby nawet lepiej, gdybyś była starsza, aletaka sama.- Ja ciebie także bardzo lubię.Ciebie i Napoleona.To byłświetny facet.Szkoda, że już nie ma takich ludzi.- Chyba są.Ale nie mają możliwości, żeby się ujawnić.Rozumiesz, że nie ma podobnej sytuacji historycznej anipolitycznej, żeby ktoś podobny mógł wypłynąć.Chciałem ci cośważnego powiedzieć.Co? Wiesz, w Europie nie ma już szansdla awanturników, nawet tak genialnych jak Napoleon.Musząrządzić ludzie rozsądni i rzeczowi, nie fanatycy, nie fantaści.Basiu, chciałem ci coś powiedzieć.- I ja tobie.O czym chciała mówić? Chyba o czymś innym niż ja.- Powiedz pierwsza - poprosiłem.- Nie, ty powiedz.Jeżeli zacząłeś, nie łam się teraz.- Muszę odpowiedzieć, ale nie chciałbym.Wolę, żebyś ty.Zacznij pierwsza, dobrze? Ale już natychmiast.Proszę!- Dobrze, po.- dobiegł mnie jej cichnący głos.Usłyszałemtrzask w słuchawce.Później szum przeciągły, przechodzący wgwizd.I cisza.Straszliwa cisza, absolutna, totalna, aż huczącaw słuchawce zanikającym echem.Linia była zerwana.Nie musiałem sprawdzać podłączenia kabla, nie musiałemstukać widełkami.Centrala nie mogła się zgłosić, byłem odtelefonicznej centrali odcięty.I od tej dziewczyny.Znowu niezdążyłem powiedzieć, że ją kocham.Nawet nie liczyłem na to,że ona powie tak samo.Chciałem tylko, żeby wiedziała.Nicwięcej.Może nie kochałem Barbary, ale w niej przypomnieniemojej młodości? Może każda miłość jest złudzeniem?Do Komendy juz nie mogłem zatelefonować.To byłonajgorsze.Zostałem sam na sam ze zbrodnią.Sam jedenprzeciw tej ciemności.Padał deszcz.Lot gołębiaWcześnie rano zajrzałem do gołębnika.Musiałem przekazaćpilną wiadomość do Komendy.Kiedy uporałem się z tym,przeszukałem śmietnik.Pod stertą odpadków, gazet i pustychpuszek znalazłam skorpiona.Był wyrzeźbiony z drewna,pokryty metalizowaną farbą.Dostrzegłem ślady skwaśniałegokefiru w załamaniach rzeźby.Śniadanie sam zrobiłem.Biały ser i filiżanka kawy.Zenobiusz wstawał wcześniej niż ja.Spotkałem go na korytarzujuż ubranego.Poprosiłem, by wszedł do salonu.Wspomniałem już, że na ścianie wisiała wytłoczona wmosiężnej blasze tarcza herbowa przedstawiająca koronę, zktórej sterczały pawie pióra.Żałosny ślad marzeń Filomeny ozałożeniu nowego rodu.Pod tarczą wisiała stara kusza znaciągniętą cięciwą.Używano takiej broni do walk w Europiemiędzy jedenastym a piętnastym wiekiem; później, doosiemnastego wieku, używano kuszy jako broni myśliwskiej lubsportowej.Egzemplarz, który tutaj wisiał, pochodził zosiemnastego wieku.Umieszczono go między dwomahalabardami;.mówiąc ściślej, były to tak zwane partyzany,używane przez gwardię przyboczną Jana Sobieskiego.Pomyślałem, że trzeba będzie sprawdzić, czy z jakiegośmuzeum nie zginęła podobna broń.Wszystko może się zdarzyć.A co się nie zdarzyło, zdarzy się w przyszłości.Wchodząc do salonu z Zenobiuszem, spostrzegłemnatychmiast, że na ścianie brak kuszy.W miejscu, gdziewisiała, pozostał tylko jaśniejszy ślad jej kształtu.Po wczorajszej burzy, niebo przejaśniło się w kilkumiejscach, ale skłębione chmury od czasu do czasu przesłaniałyjaśniejsze skrawki nieba.Deszcz także zelżał.Była mżawka.Uchyliłem okno.Katar nie przechodził i znowu musiałemkorzystać z chusteczki.Lekarze przeszczepiali serca, lecz nieumieli leczyć kataru.- Jeszcze dzień takiego deszczu - powiedziałem doZenobiusza - i człowiek zupełnie się wykończy.Od dzieckamiałem skłonność do kataru.Nawet w lecie, jeżeli padał deszcz.U kogo był drugi sztylet?- Zenobiusz, zaskoczony tak nagłym przejściem z innegotematu w to pytanie, zdenerwował się.- Czego pan ode mnie chce?- Prawdy, tylko prawdy i jeszcze raz prawdy.- Ale ja nie wiem, czego pan chce.- Porozmawiać, panie Zenobiuszu.Chcę z panemporozmawiać jak człowiek z człowiekiem.Znowu musiałem skorzystać z chusteczki.Usprawiedliwiłemsię:- Widzi pan, jak mnie wykończyła ta pogoda.Kto wie, czy nieprzyjdzie pan wkrótce na mój pogrzeb.„Pan K., pański dobryznajomy, zmarł w stopniu sierżanta w stanie spoczynku”.Takpowiedzą.Myślałem, że dochrapię się na stare lata starszegosierżanta.Później trudno przeskoczyć ten stopień.I nieprzeskoczyłem.W ogóle byłem, nietypowy, szef kiedyś takpowiedział.Stojąc przy stole, podniosłem nagle leżący tam sztylet- Czyj to sztylet? - zapytałem.- Sztylet? Jaki sztylet?- Proszę się nie denerwować - powiedziałem.- Jesteśmy tusami, nikt nas nie słyszy.I nikt nie dowie się, o czymrozmawialiśmy.To przypomina tajemnicę spowiedzi.Możepan na mnie polegać.- Denerwować? Też coś.Nie ma powodu do zdenerwowania.To pan sierżant się denerwuje, nie ja.- Panie Zenobiuszu, jeszcze raz pytam: kto miał drugi sztyletz tego weneckiego kompletu?Czy pan sierżant chce powiedzieć, że ja go miałem?- A co pan chce powiedzieć?- Ja?- Daję panu teraz ostatnią szansę powiedzenia mi prawdy.Ostatnią.Proszę się zastanowić.Słucham.- A jeżeli nie powiem? Czy jest taki przepis, że muszęodpowiadać na wszystkie pańskie pytania?- Nie musi pan.Apeluję do pańskiego sumienia.- No to nic nie powiem.- Doskonale.W takim razie sam panu powiem.Ale wtedybędzie za późno, żeby pan mógł mi o tym powiedzieć.To bardzo pana obciąży.Ostrzegam.Ci, którzy mi zaufali, nieżałowali tego później.Zenobiusz chrząknął.Prawą nogę miał założoną na lewą.Teraz założył lewą na prawą.Znowu chrząknął.- Można zapalić? - zapytał.- Poczęstuje mnie pan?Poczęstowałem go papierosem i podałem ogień.- Sztylet był u mnie - powiedział Zenobiusz.- Chciałbymjednak wiedzieć, kto panu o tym doniósł.Od tego uzależniammoją szczerość.- Przecież pan.Właśnie w tej chwili i zupełnie dobrowolnie.Co pan zrobił z tym sztyletem?- Nigdy go nie używałem.Od wielu lat leżał w mojej komódcew zamszowym etui, w takim specjalnym futerale.Było w nimmiejsce na dwa sztylety.Ten drugi miała Filomena.Dostała jeod męża w prezencie ślubnym.Rzekomo są to sztylety LukrecjiBorgii.O ile wiem, zginęły kiedyś z Muzeum Watykańskiegoalbo ze zbiorów broni w Pastel San Angelo, To wszystko, cowiem na ten temat.Etui jest teraz puste.- Nie wątpię w to - powiedziałem.- Kto wykradł panu sztylet?Kogo pan podejrzewa?- Jak panu wiadomo, nasza poczciwa służba już nie żyje.Panwie.Świętej pamięci kucharka.Ten fatalny parmezan.No iGienia.Ten nieszczęsny chodnik.Biedna Gienia! Ona u mniesprzątała i na pewno, nieraz widziała sztylet.Może Gieniazabrała? Dzisiaj nikomu nie można ufać.Może Gienia.- Może - powiedziałem.- A jeżeli nie ona?- Eligiusz takie wiedział, że mam sztylet.Może on?- Może - powiedziałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki