[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale co w tej historii robi Esperanza Aguilar? Szukam zu-pełnie innego rodzaju uzdrowienia.To brzmiało dziwnie, aleJensen zdążył już poznać O'Harę na tyle dobrze, że wiedział, iżdalsze wypytywanie było bezcelowe.Odpowiedzi nie będzie.O'Hara otworzyła okno i wyciągnęła rękę na zewnątrz.- Przestało padać.Jak wygląda niebo?- Chmury się przerzedzają.Czy jest pani świadoma, że Bo-tella zawiadomi policję? Gonzales wie, dokąd się wybieramy.Obiecał mi wprawdzie, że nikomu nie powie, ale po tym, jak225połamała pani Botelli palce, będzie o nas myślał w najlepszymwypadku to, co ja myślę o pani.- A co pan o mnie myśli?- %7łe jest pani typem spod ciemnej gwiazdy.O'Hara zaśmiała się krótko.- Szczególne określenie niewidomej.Poza tym wątpię, żebypolicja w Veinte de Noviembre, o ile w ogóle tam jest, intere-sowała się połamanymi palcami jakiegoś cudzoziemca.Botellanaraziłby się na śmieszność.Kobieta, do tego niewidoma, mia-łaby połamać mężczyznie palce? %7ładen Meksykanin, policjantczy nie, nie potraktuje poważnie takiego zgłoszenia.Pomyślą, że kłamie albo że to pan mu zrobił krzywdę.Z zazdrości.Męż-czyzni to zrozumieją.Ma pan jednak alibi, Maria, żona gospo-darza, powiedziała mi, że mąż całą noc siedział u pana w po-koju.Opowiadał mu pan o swoim życiu i jeszcze inne rzeczy,coś o jakichś szalonych falach.Myślę, że wprowadzał go panw zagadki fizyki kwantowej.- Mogło tak być.- Powiedział pan, że nic o mnie nie wie.Zgadza się.Ale jawiem tyle samo o panu.Minus jeden plus minus jeden dajeminus dwa.Oboje jesteśmy na potężnym minusie, nie sądzipan?Za zakrętem droga zrobiła się prosta, wjechali na wąskikamienisty płaskowyż, właściwie był to szczyt szerokiego gór-skiego grzbietu.W oddali rosła samotna sosna, dookoła lśniłykałuże.Droga wiodła przez dwa pagórki, kończyła się pomiędzynimi na trzecim.To było miejsce, w którym osunęła się ziemia.Już z daleka było widać, że nie można objechać tego miejsca,pagórki miały strome zbocza.- Słuchał mnie pan? - zapytała O'Hara.- Tak.Jesteśmy na minusie.Jestem tego samego zdania.Przed nami koniec drogi.Zaraz tam będziemy.226- Dlaczego nie został pan fizykiem? Mam wrażenie, że fi-zyka interesuje pana bardziej niż cokolwiek innego.Co uważapan za ciekawsze, ludzi czy atomy?- Oczywiście ludzi - odparł Jensen.Ludzi, którzy interesują się atomami.- A ja myślę, że interesuje się pan ludzmi tylko dlatego, żeskładają się z atomów.I mimo to nie został pan fizykiem, lecz policjantem.Nie mogę tego zrozumieć.- Większość ludzi, którzy kochają muzykę Bacha, nie gra nażadnym instrumencie.Nie znają się na zasadach kompozycji,fugach i kontrapunktach, a jednak rozumieją muzykę.Ze mnąjest podobnie.Nie muszę być fizykiem, żeby zrozumieć i po-dziwiać zasadę nieoznaczoności Heisenberga.Nie muszę opa-nować języka fizyki, żeby kochać głębokie prawdy odkrywaneprzez fizyków.Prawdy dotyczące każdego człowieka.Dojechali do końca drogi, gdzie piętrzyła się góra odłam-ków skalnych, które zsunęły się z obu pagórków.Jensen zatrzy-mał wóz, wyłączył silnik i zaciągnął ręczny hamulec.- Językiem fizyki jest matematyka - ciągnął dalej.- Tylkomatematyka potrafi dokładnie opisać zachowanie elektronóww eksperymencie z podwójną szczeliną, bo jest językiem abs-trakcyjnym, tak jak abstrakcyjny jest sam elektron.Kto nieopanuje tego języka, może podziwiać fizykę wyłącznie z po-zycji obserwatora.Swego czasu z całego serca pragnąłem sięgo nauczyć, ale potem nadszedł moment, gdy zrozumiałem, żeto mi się nigdy nie uda.Widzę liczby i ich nie rozumiem.Niemogłem pojąć nawet najprostszej algebry: a plus b równa się bplus a.Nie umiałem tego powiązać z niczym konkretnym, nierozumiałem, do czego się to odnosi.Sinus, cosinus i tangensbrzmiały dla mnie jak glibb, flusch i gollak, i pozostawało dlamnie zagadką, jak z glibb i flusch obliczyć pierwiastek i czymtaki pierwiastek w ogóle jest.Potrzebowałem całych lat, żebyzrozumieć, co oznacza pojęcie masy.Na lekcjach fizyki widzia-227łem gromady greckich liter nad i pod kreskami ułamkowymi,tylko nie widziałem sensu w ich gromadzeniu.Najgorsze jed-nak było to, że moi koledzy, nawet ci gorsi ode mnie w nauce, rozumieli te równania.Rozumieli! Pojmowali coś, co wedługmnie było z gruntu niezrozumiałe.Do dzisiaj zagadką pozo-staje dla mnie najsłynniejsze równanie E = mc2.Oczywiścierozumiem, co to znaczy, ekwiwalencja energii i materii, nie ro-zumiem jednak, czym jest prędkość światła do kwadratu.Nierozumiem dlaczego.- Tak - przerwała mu O'Hara.- Wyczerpująco odpowie-dział pan na moje pytanie.Myślę, że dotarliśmy do zasypanegomiejsca.Wysiądzmy więc, przed nami długa wędrówka.Wysiadła.Miała rację, za długo gadał.To przecież nie byłoważne, w każdym razie nie dla niej.Pewnie tak naprawdę nieobchodziło jej, że cierpiał z powodu braku matematycznegotalentu, że przez to stał się kaleką skazanym na opisywaniesłowami subatomowych procesów.Atomy były jednak za małena słowa, kiedy próbowało się słowa wciskać w atomy, atomyznikały, zostawały tylko słowa.Jensen z bólem przyznawał, żeoszukiwał siebie samego.Fizyki kwantowej dotknął małympalcem, opuszkiem palca, brzegiem paznokcia.W gruncierzeczy nie miał o niej pojęcia.Cała jego wiedza pochodziłaz książek napisanych przez fizyków i matematyków, szczerzeprzyznających, że istotę fizyki można pojąć wyłącznie dziękimatematyce.O'Hara zapukała w szybę.- Czekam na pana.Proszę wysiąść.W mojej walizce znaj-dzie pan niewielki plecak.Niech pan go wyjmie, zapakowałamtrochę jedzenia i wodę.22823Jensen założył plecak.Wiał silny wiatr, niebo było ja-sne, świeciło słońce.Taka pogoda na dużych wysokościach to czysta złośliwość.Znajdowali się, jak oceniał Jensen, na dwóchi pół tysiąca metrów, oddychało się jeszcze bez problemów,ale to się może zmienić.Dopiero co wyruszyli, a już poczu-li pierwsze oznaki zmęczenia.Jensena najbardziej martwiłosłońce.Nie wziął kremu ochronnego, słońce paliło mu twarz,a w górach można się nabawić najgorszych oparzeń.- Najpierw pójdziemy do Nuevas Tazas - powiedziałaO'Hara.- Tam zapytamy o drogę do Mazatil.Zdjęła sztormiak i przewiązała go wokół bioder.- Na początku musimy się przedostać przez zwały zie-mi - wyjaśnił Jensen.- Nie ma możliwości obejścia zasypa-nego miejsca.Po obu stronach drogi jest stromo.Proponuję,żeby wzięła mnie pani pod rękę.Niech pani trzyma mnie takmocno, jak to tylko możliwe.Gdyby się pani poślizgnęła, będęmógł panią podtrzymać.- Miałam taki sam pomysł - powiedziała O'Hara i podeszłado Jensena.Wsunął swoje prawe ramię w jej lewe.- Niech pani lewą ręką mocno trzyma swój pasek - poleciłJensen.Zabezpieczeni w ten sposób, ruszyli dalej.Pierwsze krokinie były łatwe, raz on ciągnął ją, za chwilę ona jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki