[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powinieneś już się nauczyć, Stanley.Nie zadawaj się z Czarodziejami.Ani z Księżniczkami.Nawet z jedną Księżniczką.Jedna Księżniczka jest gorsza niż co najmniej pół tuzina Czarodziejów.Zakażdym razem, kiedy masz do czynienia z Księżniczką albo Czarodziejem, zwłaszcza jeśli w gręwchodzą Heapowie, musisz szukać wiatru w polu w środku nocy, zamiast leżeć w przytulnym łóżku.Czy kiedykolwiek zmądrzejesz?Biegł Zewnętrzną Zcieżką i wkrótce nabrał poważnych wątpliwości co do sensu swojej wyprawy.- Co ty wyprawiasz, głupi szczurze? Przecież nie musisz iść szukać kolejnego okropnego Heapa.Nie powiedziałeś, że to zrobisz, prawda? W sumie nie miałeś nawet szans nic powiedzieć, mamrację? A dlaczego? Bo gdybyś spojrzał wstecz, mysi móżdżku, przypomniałbyś sobie, że rodzonamatka tego okropnego Heapa próbowała cię zabić.Już wyleciało ci to z pamięci? I gdybyś niezauważył, trzaska mróz, ta ścieżka to śmiertelna pułapka, nie wiadomo, co się dzieje w Zamku i niepowinieneś zostawiać dzieci samych.Czyż nie są równie ważne, jak banda rozwydrzonychCzarodziejów?Ciszę rozdarł ryk, dziki i chrapliwy.Tym razem blisko.Zbyt blisko.Właściwie brzmiał tak, jakby ktośznajdował się tuż nad nim.Stanley skulił się pod ścianą i podniósł wzrok.Nie zobaczył nic opróczgłębokiego, ciemnego nocnego nieba, na którym zza chmur wyzierały nieliczne gwiazdy.Mury Zamkuwznosiły się wysoko i wiedział, że nad nimi stoją wysokie, wąskie domy, zbudowane tyłem do Fosy.Jednak bez choćby promyka światła szczur nic nie widział.Gdy czekał, zastanawiając się, czy może bezpiecznie ruszyć, uświadomił sobie, że coś widzi.Jegoczujne szczurze oko przyciągnął słaby odblask na nieruchomej powierzchni Fosy, tuż za następnymzakolem.Stwierdził, że pochodzi dokładnie z miejsca, do którego się kierował: z warsztatuszkutniczego Jannit Maarten.Blask ten podniósł go na duchu.Postanowił kontynuować swoją misję,nawet jeśli dotyczyła okropnego Heapa.Kilka minut pózniej zeskoczył lekko z Zewnętrznej Zcieżki i pobiegł przez teren warsztatu, lawirującwśród plątaniny gratów, których tam nie brakowało, i kierując się do cudownego widokurozświetlonego okna.Oczywiście, należało ono do barki z Portu i było, ściśle rzecz biorąc,rozświetlonym bulajem, lecz Stanley o to nie dbał.Zwiatło to światło, a tam, gdzie było światło, byłoteż życie.Właz do kabiny z bulajem był zamknięty i zaryglowany, lecz to nie zniechęciło Szczura Pocztowego.Stanley skierował się na dach kajuty, znalazł przewód wentylacyjny - otwartą rurę w kształcie rączkiparasola - i wskoczył do środka.Nicko jeszcze nigdy nie słyszał krzyku Jannit Maarten.Był to raczej donośny pisk, krótki, ostry ibardzo wysoki.Zupełnie nie brzmiał jak głos Jannit.- Szczur, szczur! - wrzeszczała.Zerwała się na nogi, chwyciła leżący w pobliżu klucz do śrub (w pobliżu Jannit zawsze leżał kluczdo śrub) i walnęła nim z całej siły.Błyskawiczny refleks Stanleya został poddany ciężkiej próbie.Szczur uskoczył w ostatniej chwili, po czym, wymachując łapkami, zawył:- Szczur Pocztowy!Ze wzniesionym, gotowym do kolejnego uderzenia, kluczem Jannit patrzyła na gryzonia, który naglewylądował na środku stołu, ledwo mijając zapaloną świecę.Stanley ze szczególnymzainteresowaniem obserwował klucz.Wszyscy pozostali obecni przy stole obserwowali Stanleya.Jannit Maarten, żylasta, z twarzą ogorzałą na podobieństwo orzecha i stalowo siwymi włosami,związanymi w żeglarski kucyk, była kobietą, której wygląd świadczył, że nie ma zwyczaju żartować.Bardzo powoli odłożyła narzędzie.- 120 - Stanley, który zaczął już wstrzymywać oddech, odetchnął z ulgą.Podniósł wzrok na pełnewyczekiwania twarze dookoła i zaczął cieszyć się chwilą.Właśnie o to chodziło w służbie SzczurówPocztowych - dramat, emocje, uwaga, władza.Potoczył wzrokiem po słuchaczach z pewnym siebie spojrzeniem szczura, który wie, że nikt,przynajmniej przez kilka najbliższych minut, nie przyłoży mu kluczem do śrub.Popatrzył na adresatawiadomości, Nicka Heapa, by się upewnić, że to naprawdę on.Tak, to był on.Wszędzie poznałbycienkie żeglarskie sznurki wplecione w te włosy koloru słomy.Podobnie jak te jasne, zielone oczyHeapów.Obok niego siedział Rupert Gringe, z krótkimi włosami, połyskującymi w blasku świecybarwą marchewki, i wyjątkowo się nie krzywił.Po prawdzie, na jego twarzy malował się uśmiech, gdyRupert zerkał na nieco pulchną młodą kobietę obok siebie.Stanley dobrze ją znał.Była kapitanembarki z Portu.Też miała rude włosy, znacznie zresztą bujniejsze niż Rupert Gringe.I także sięuśmiechała.Wydawała się nawet dość przyjazna, choć Stanley nie był do końca przekonany.Kiedywidział ją ostatni raz, cisnęła w niego zgniłym pomidorem.Zawsze to jednak lepsze niż klucz do śrub.Nicko przerwał szczurze rozmyślania.- No to do kogo? - spytał.- Co?- Wiadomość.Do kogo wysłana?- Ekhem.- Stanley odchrząknął i stanął na tylnych łapkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki