[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Ga aton nadal hoduje się kury, a jak wiatr wieje od fermy, to śmierdzi kurzą hodowlą, jakśmierdzieć musi.Tyle że czas i okoliczności tak się zmieniły, że kiedyś rolnicy pomagali tancerzom,a dzisiaj tancerze utrzymują rolników, i całkiem niezle im to wychodzi.Początek Nir Oz, jak każdego innego kibucu, to bezwodna pustynia opodal Gazy zasiedlona przezkilku marzycieli.Zaczynali od lichych baraków i jednego czajnika na wodę.Przychodzili do nicharabscy sąsiedzi i mówili z pobłażliwością (ale też troską) w głosie:  Odejdzcie, tu nie wytrzymająnawet skorpiony.Zostali.Dziś mają hektary nawodnionych pól, krowy, namioty, gdzie rosną zioła, a kiedyrolnictwo zaczęło kuleć, zbudowali fabrykę farb.Nir Oz wygląda jak skromna, lecz zasobna wioska:szeregi równych domków, ogródki z kwiatami, zarośnięte krzewami alejki, stołówka dostępna dlawszystkich, sklep, gdzie można kupować na kreskę, kawiarnia z ogromnym telewizorem, przedszkole,szkoła, przychodnia zdrowia, boisko do koszykówki, basen.Od czasu awantur z Hamasem międzydomkami wyrosły schrony, a szkołę i przedszkole przykryły grube betonowe dachy chroniące przedkassamami.Po latach siermiężnego dostatku kibuc ledwie przędł.Aż zaskoczyła fabryka farb i udało sięspłacić kredyty.Płody rolne sprzedają nawet do Hiszpanii, gdzie przecież też wszystko rośnie.Byćmoże młode, drobne ziemniaki dostępne w środku zimy w polskich delikatesach wyrosły właśnie napolach kibucu.Nir Oz stoi ekonomicznie całkiem niezle, lecz to już nie ten sam kibuc co kiedyś.Pozmieniało się również w głowach kibucników.Tak przynajmniej twierdzi Alex Dancyg,dwukrotnie wybierany na sekretarza kibucu, przewodził radzie rozstrzygającej o tym, kto pójdzie na studia do Jerozolimy, czy jakaś nowa rodzina może zamieszkać w Nir Oz albo gdzie leży wina wmałżeńskim sporze.To, co wspólne, szło przed prywatnym i intymnym, a może nawet prywatnego iintymnego po prostu nie było.Znikła dawna wspólnota.Ludzie zaczęli żyć bardziej dla siebie niż dla kolektywu, gotują wdomach, zamiast jeść we wspólnej stołówce, nie chce im się pracować w dni wolne ani razemwychowywać dzieci, co kiedyś było normą.Młodzi wyjeżdżają, nowi nie chcą przychodzić.Byłnawet taki czas, gdy przez wiele miesięcy nie udawało się wybrać sekretarza.Kibucnikom przestałosię chcieć, choć pokonali ekonomiczny krach.Z utopijnej komuny zrobiła się mniej więcej zwyczajnawioska (otoczona metalowym płotem, z zaoranym wokoło pasem ziemi, ale to inna historia), choćnadal jeśli jakiś kibucnik pracuje poza wspólnotą, oddaje zarobki do wspólnej kasy i dostajekieszonkowe, takie jak wszyscy.Albo gdy chce pojechać z Nir Oz do Tel Awiwu, musi zapisać sięna przydział kibucowego samochodu; prywatna własność jest ciągle mocno ograniczona.Alex inaczej patrzy na świat.Kiedyś kibucnicy z Nir Oz szli w pierwszym szeregu demonstracjiza prawami Palestyńczyków, ujmowali się za Beduinami, sprzeciwiali okupacji Zachodniego Brzegu(patrz Z).Teraz zdaje się twardszy  wszystko przez te rakiety i nieustanne zaczepki z Gazy, grozne,bo przecież kibuc nie wywoła prywatnej wojny.Pojechaliśmy kiedyś w pole, tam gdzie rosną fistaszki.Minęliśmy grób młodego żołnierzazastrzelonego przez strzelca wyborowego ze Strefy.Na polu stały wysokie betonowe płyty.Po co? spytałem, a Alex na to, że taka płyta jest świetną ochroną przed kulami.Rzut beretem od fistaszków,po palestyńskiej stronie granicy, stoi szkoła, ulubiona kryjówka snajperów.Czy gazety o tym piszą,czy nie, ze szkoły strzelają.Dlatego Alex już nie wierzy, że z Palestyńczykami można się dogadać.Newe DekalimGdy pierwszy raz odwiedziłem Nir Oz, pojechałem też kilka kilometrów dalej, do NeweDekalim, żydowskiego osiedla w Gazie, jednego z grupy osad zwanej Gusz Katif.Czas byłszczególny; właśnie zapowiedziano ewakuację osiedli, a przez Izrael przewalały się demonstracjezwolenników i przeciwników opuszczenia Strefy.Newe Dekalim  niby zwyczajna wioska (a może malutkie miasteczko), niczym Nir Oz, leczróżna od kibucu jak noc i dzień.Kibucnicy nigdy nie lubili osadników, i z wzajemnością.Pierwsimieli tych drugich za darmozjadów (niesłusznie), ludzi zajadłych (raczej tak) i sprawców kłopotówIzraela (słusznie).Drudzy tych pierwszych za bezbożników (i tak, i siak, ze wskazaniem na tak) orazoszalałych komuchów (nieprawda).Latem 2005 r.osiedla w Gazie wysiedlono, a buldożeryrozjechały domy i zdesakralizowane synagogi.Dzisiaj nie ma po nich ani śladu, jeśli nie liczyćwysadzanych palmami dróg biegnących znikąd donikąd po suchych, pustynnych wydmach.Przyszło mi do głowy, że zarówno osiedla, jak i kibuce były (i są) swoistą demonstracjąizraelskiej mocy.Kibuce pokazywały siłę drzemiącą w idei syjonistycznej.Nawet prawica niechętnawspólnotowym mrzonkom potrafiła chwalić się kibucami. Osiedla zaś to witryna siły państwa: bogate, nienaturalnie zielone, w kwiatach, obsadzonepalmami.Powstawały za rządowe pieniądze, pierwsze po wojnie sześciodniowej.W 1967 r.Izraeluznał, że jest regionalnym gigantem, a coś, co było kiedyś jordańskim Zachodnim Brzegiem lubegipską Gazą (nigdy za arabskiego panowania nie były to ziemie pod państwową jurysdykcjąPalestyńczyków, ani Egipt, ani Jordania nie chciały palestyńskiej niepodległości), to jądro biblijnejZiemi Obiecanej, kraj oddany %7łydom przez Boga przed tysiącami lat, choć w jakimś sensie frontowy,bo otoczony palestyńskimi miastami i wsiami.Jechali tam ludzie zdeterminowani (narodowo lubreligijnie) albo po prostu biedni, bo w powstających osiedlach było po prostu taniej.Od 1967 r.niema roku, by nie powstało jakieś nowe osiedle, choć wiele z nich jest nielegalnych również zizraelskiego punktu widzenia.Lecz zdaje się, że mleko zostało rozlane.Osadników nie jest wielu,lecz gardłują tak głośno, że potrafią zakrzyczeć rozsądek każdego izraelskiego rządu.Do każdej cegły w murze każdego białego domu i do każdej roślinki zasadzonej w namiotachchroniących uprawy przed słońcem Izrael dopłacał kilka szekli.Otaczały je zasieki z drutu ostregojak żyletki, wieże strażnicze, pilnowało wojsko.Za płotami miały palestyńskie rudery; nigdzie indziejbezpośrednie sąsiedztwo dostatku i nędzy nie wydawało mi się tak krzyczące, choć to nie tak, żebogactwo osadników wynikało z wyzysku Palestyńczyków, a bieda arabskich wsi zależała tylko odżydowskiego otoczenia.Oglądałem ewakuację osadników z Gazy.Było mi smutno, gdyż to żadna frajda patrzeć na ludzi,których wojsko wywozi z ich własnych domów.Ale z drugiej strony czułem złość, bo pierwszy razwidziałem taki spektakl.Osadnicy barykadowali bramy do osiedli.Gdy wojsko wkraczało dośrodka, podpalali kontenery ze śmieciami, opony, pojemniki z benzyną.Do chłopców i dziewczyn wmundurach krzyczeli:  Gestapo, jesteście gorsi od hitlerowców, Arabów!.Niektórzy przyszywali doubrań żółte gwiazdy Dawida, jak w warszawskim getcie, potrafili nadużyć każdy symbol iwykorzystać każdą pamięć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki