[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Nie rozumiem.- Podpiszemy mały cyrografik.Pakt z szatanem.Ja będępana ochraniał, a pan mi odda jedną przysługę.Miałem tuniedawno pana sąsiada z Sążnisk.Jechał aż z Wrocławia, bolojalnie się wyniósł.Opowiadał, że od kiedy żył, widział napodwórzu, latem i zimą, furę z gnojem.Gdy gnój wysychał isypał się, uzupełniano go nowym.Nigdy go nie użyto ani tejfury.Rodzice powiedzieli mu, że jeden z przodków zawarłpakt z szatanem.Szatan miał wykonać mu wszystkie pracew gospodarstwie w zamian za duszę.Fura z gnojemprzypominała szatanowi, że nie skończył pracy.Dopóki sta-ła, potomkowie rodu nie bali się o siebie.Gdy myśmy nasta-li, gnój zabrali chłopi na pola, a szatan, uwolniony, zawład -nął ich majątkiem i teraz nie mają tam wstępu.- Po co mi pan opowiada to wszystko?- Żeby pana zaciekawić.Byłem pana ciekaw, tyle o panusłyszałem i napotykam kogoś innego, niż sobie wyobraża-łem, mniej wyniosłego, a raczej krętacza, spryciarza.Mamytelefonogram - zajrzał do akt.- Z Krakowa.Ładnie to pasujedo reszty.Stara się pan o odzyskanie tego, co pan stracił.Jak pan wpadł na trop sygnetu?- Mój kolega zauważył go na wystawie u jubilera w Kra-kowie.- Wiedziałem, że pan tak odpowie.Ale rozumie pan nas,że nie ufamy tej odpowiedzi.Pan jest na tropie osób, któremają pana kosztowności.- To nieprawda.- Nie przyszedł pan do nas z sygnetem na palcu.- Wiem, że protokoły depozytowe operują takimiokreśleniami: „żółty metal” zamiast złoto, „biały kamień”zamiast, powiedzmy, brylant.Potem zwraca się odpustoweświecidełka.- Celowo pan pomylił nas z inną policją.Jesteśmy wro-gami? Tak?- Nie jestem niczyim wrogiem - odrzekł Jastrzębiec.- Nienienawidzę nikogo.- Nawet Niemców? - zapytał szybko oficer.- Nawet Niemców.- Możemy to zaprotokołować?- Jak pan sobie życzy.- To zapiszemy: „Niemców nie nienawidziłem”.Dobrezdanie na początek.Czeka nas poważna praca, to śledztwo.Dla mnie bardziej męcząca niż dla pana.Powiedział pan, żenie jesteśmy wrogami.Niech pan rzuci na żer tego „Kunę”.On był wrogiem.Zbierał informacje o komunistach.Po co?No, po co?Jastrzębiec milczał.Oficer wstał, podszedł do okna,uchylił firanki i wyjrzał, wrócił za biurko i usiadł.- Nie wypiera się pan kontaktów z „Kuną”? To byłobywygodne dla nas, bo wtedy podważylibyśmy pana zeznaniaw każdym punkcie.Jastrzębiec westchnął.- Nie wypieram się.- Zabłysło światełko pana wolności na końcu ciemnegokorytarza.Nie zależy mi na zniszczeniu pana.Niech panmnie tylko do tego nie zmusza.Potrzebny nam jest „Kuna”.- Jeśli zajmuje się pan „Kuną”, to przypuszcza pan, żepowiedział mi, gdzie się udaje?- Kiedy pan widział się z nim ostatni raz?- Jesienią zeszłego roku.- A nie zimą tego roku, już po wkroczeniu armii sowiec-kiej? Wiemy, że był w S.- Nie widziałem go od jesieni zeszłego roku.- Był u pana tu, w S.?- Tak.- Co mówił?- Ostrzegał mnie, prosił, bym wyjechał, ratował się.- Co pan odpowiedział?- Że mam czyste sumienie i nie muszę uciekać.- Ach, te wasze sumienia.Proletariat mówi prosto: zgodnez sumieniem jest to, co służy klasie robotniczej i jej partii.Gdybym wiedział, że to służyłoby partii, zastrzeliłbym panabez wahania.Ale nie służy,oby, tylko szkodziło, dlatego jestpan cały i zdrowy.Pana życie jest potrzebne.Nie wierzę, żenie widzieliście się panowie w lutym 1945 roku, gdy „Kuna”był w S.Ale to odłożę na później.Gdy Kurski vel „Rosa”dokonał napadu na pana, jakie informacje na ten tematprzekazał pan „Kunie”?- Dokładną relację.- Rozłóżmy to na czynniki pierwsze.Mówiliście o tym, żeszefem bandy, choć nie pojawił się osobiście, może byćStach Kurski?- Mówiliśmy.- Kto to poddał?- To wynikło nagle.I byliśmy w tym jednomyślni.- Kto pierwszy powiedział? To ważne.- „Kuna”.- Pana odpowiedź wskazuje, że „Kuna” przed wyjazdem wlutym tego roku pozwolił panu zwalać wszystko na niego.Myśl, że to jest banda Kurskiego, mogła przyjść tylko panu.A teraz, skoro służąca, która rozpoznała jednego z bandy-tów, została zabita, jakim sposobem „Kuna” zidentyfikowałbandę i odnalazł ją?- Mnie to też ciekawiło, ale nie miałem odwagi pytać„Kuny”.Nie chciałem za wiele wiedzieć.- A pan ani nikt z pana rodziny nie rozpoznał przypad-kiem kogoś z bandy? Powiedzmy, widzieliście go w kościelelub na jarmarku, czy tu, w S.?-To była prawdopodobnie druga banda „Rosy”, sformo-wana na innym terenie.- Obie informacje: kim jest.Rosa” i gdzie szukać jegobandy, „Kuna” dostał od pana czy, ogólniej mówiąc, wedworze w Bezwodach?- „Kuna”, o czym pan wie, miał sieć informacji tak wielką,że insynuacja pana brzmi śmiesznie.- Jaka insynuacja? W waszych oczach chodziło o likwi-dację bandyty.- W pana oczach jest kimś innym.- Tego „Rosę” byśmy zamknęli.Może poszedłby podpluton.W takim plutonie żołnierz wie, że połowa dostałaślepe naboje, a połowa ostre.Żaden nie wie, czy on zabił,czy kolega.- A naprawdę wszyscy dostają ostre naboje? - spytał ma-chinalnie Jastrzębiec.- Nie to co wasze granaty.Od wybuchów osunął się murpałacu.Jedyny ranny po waszej stronie to ten, któremuprzywalił nogę.-Nie wiedziałem.- Użyto wiązek granatów, plastiku, mydełek trotylowych.Rzeź.- Nic nie wiem o tym.- Kazano nawieźć ziemi i zasypano piwnice.Jeden z wa-szych ludzi potajemnie wyskrobał krzyż na murze zamku.- Nie wiedziałem o tym.- Więc „Kuna” namawiał pana do opuszczenia tych okolic?Bal się, żeby pan tu został, bo za dużo pan wie.- Martwił się, co może mnie tu spotkać.- A pan mu odpowiedział, że pan nic nie ma na sumieniu.Wtedy on zdecydował, że lepiej, żeby pan wszystko zwalałna niego, niż przyznawał się czy odmawiał zeznań, bo wtedymoglibyśmy za wiele od pana wyciągnąć.Tylko wróg ludu,wróg narodu może żyć z czystym sumieniem, obojętny nawymordowanie rodziny Kurskich, na masowy mord na gru-pie „Rosy”.- Tu przesłuchujący zmienił ton: - Więc kiedybyła wasza ostatnia rozmowa? Mówić! - wrzasnął, aż Ja-strzębiec podskoczył.- Jak pan będzie ma mnie krzyczeć, nie powiem nic.- Mam jaśnie pana całować po rączkach? - wyszeptałprzesłuchujący.Jastrzębiec odniósł wrażenie, że udajegniew, by go przestraszyć.- Niech my dostaniemy niejakie-go Jaeschkego w ręce.Szukamy go po całej Europie.Nasisojusznicy amerykańscy i brytyjscy przyobiecali nam go wy-dobyć spod ziemi.Gelbera też szukamy.Ale to płotka.Jaeschke miał was, panowie, w ręku.- Chce pan przejąć tę wiedzę o nas?- Rozwietka pułkownika „Siewierina” za bardzo przej-mowała się rozpoznawaniem Niemców zamiast miejscowe-go wroga.Teraz my się męczymy.„Siewierin” uzależnił się,powydawał zaświadczenia ludziom, którzy mu pomagali,nieraz najbardziej niewłaściwym, i ci ludzie stali sięnietykalni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki