[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po drugie, chce pan obrazić tych młodych ludzi, proponując im marki za to, co -jak sądzę - uważają za swój obowiązek!- Teraz ja przepraszam! - uniósł kufel von Schnauberg.- Przeprosiny przyjęte - wstałem z fotelika.Widzę, że przywódca naszych ludzi-żab jest wolny - uśmiechnąłem się.- Przekażę mu pańską prośbę w imieniu mego ministerstwa!Podszedłem do wykreślającego na mapie jakieś współrzędne Janczukowicza:- No i jak tam z Airacobrą?Pokręcił głową:- Pomimo tego, że wiemy, w którym miejscu jej szukać, jak dotychczas nic! Cóż, od 1961 roku przybyło sporo mułu na dnie Głębokiego!- Taak - popatrzyłem na wychodzących z wody płetwonurków.- Skoro nie można odnaleźć samolotu, to co dopiero mówić o szczątkach jego pilota czy choćby dokumentach.Prezes “Rekina” bawił się przez chwilę długopisem.- Widzi pan - odezwał się wreszcie, jakby nieco zmieszany - to, co zostało z pilota, kilka kości zaplątanych w resztki uprzęży spadochronu, znaleźliśmy już podczas pierwszych nurkowań, w 1961 roku.Włożyłem je do pojemnika z wodą, by opłukać je z mułu, no i potem pochować.Ale nasz pomocnik, chłopak stąd, z Głębocka, myślał, że w pojemniku są tylko jakieś brudy, no i wylał do jeziora.Głupio wyszło.- Faktycznie głupio - odpowiedziałem i wróciłem do stolika, nie chcąc już martwić Janczukowicza nieudaną misją porucznika von Schnauberga.Niemiec skwitował skinieniem głowy moją informację o pechu gdańskichpłetwonurków, no i biednego pilota, który po raz drugi znalazł grób w falach mazurskiego jeziora.- Nie jego jednego zabrała wojna.Żegnaj kapitanie Igorze Władimirowiczu Frołow.Poderwałem się aż zadygotał stolik:- Skąd pan zna nazwisko swego przeciwnika w tak tajemniczej, jak pan sam mówił, walce?!- Proszę zachować spokój, młody człowieku - porucznik położył mi dłoń na ramieniu.- Zaraz się pan dowie.Czy może najpierw jeszcze jedno piwo?- Nie, dziękuję.Niech pan opowiada.Starszy pan splótł palce rąk i oparł łokcie na stole:- Tak więc, proszę pana, odwiedziłem niedawno mego byłego dowódcę z czasów wojny, pułkownika Ferdinanda Steina w eleganckim, żeby nie powiedzieć ekskluzywnym, domu, jak to się u nas mówi, pogodnej starości.Pułkownik przekroczył już dość dawno osiemdziesiątkę, ale dziarskości mógłby pozazdrościć mu niejeden dużo młodszy od niego.Nie było to nasze pierwsze spotkanie, ale tym razem mój dawny dowódca sam skierowałrozmowę na moje jedyne powietrze zwycięstwo i związane z nim dziwne rozkazy.Oto czego się dowiedziałem: pewien bohaterski Niemiec między jednym nawoływaniem do walki po ostatnią kroplę krwi a drugim, szukał kontaktu z coraz bliższą zwycięstwa sowiecką armią.Zjej dowództwem wysokiego szczebla.Pan ten nazywał się, jak już pan zapewne odgadł, Erich Koch.Kontakt został nawiązany, ale na jego trop wpadł minister Trzeciej Rzeszy Alfred Rosenberg, śmiertelny wróg Kocha.Jego to podwładni zorganizowali zasadzkę na łącznika między Kochem a Rosjanami.Oczywiście miał być on ujęty dopiero wówczas, gdy będzie usiłował przewieźć swym mocodawcom dokumenty, które przedstawione Hitlerowi spowodują, że Fuhrer albo każe powiesić albo rozstrzelać swego zaufanego kolegę partyjnego.Obie możliwości równie cieszyły Rosenberga.Tak nadszedł dzień 15 stycznia 1945 roku, gdy na opuszczonym lądowisku wylądował samolot pilotowany przez kapitana Igora Władimirowicza Frołowa.Czekało tu już nań pismo od Kocha i nie znane po dziś dzień dokumenty.Czekali też w ukryciu ludzie Rosenberga.Ale po krótkiej strzelaninie udało się Frołowowi mimo wszystko wystartować z przesyłką.Przekazujący mu ją Sturmbannfuhrer Hans Hepke zastrzelił się.Tak więc nadzieja Rosenberga na udowodnienie gauleiterowi Prus Wschodnich zdrady spoczęła w rękach niedoświadczonego pilota, pańskiego uniżonego sługi- starszy pan skinął mi głową - Ottona von Schnauberga.Gdy Rosjanie, słysząc, że ich łącznik jest zagrożony, kazali mu pozbyć się dokumentów, co też - aczkolwiek niechętnie - zrobił, pozwolono mi go zestrzelić.Myślę, że tylko niedopatrzenie właściwych organów hitlerowskiej machiny sprawiło, że tego dnia nie zginął jeszcze jeden lotnik Niemiec wybuchnął niespodziewanym śmiechem.- Zapomniano rozstrzelać, pod byle pretekstem, wymienionego tu porucznika von Schnauberga!Odpowiedziałem śmiechem, ale myślami byłem przy czym innym:- Powiedział pan, że nagle w słuchawkach ktoś się odezwał: “Brasaj sumku”?Porucznik wzruszył ramionami:- Coś w tym rodzaju.Nie władam rosyjskim.- Ja natomiast o tyle o ile.Wystarczająco, by przetłumaczyć rozkaz nieznanego“kontrolera” misji Frołowa.Brzmiał on: “Wyrzuć teczkę”.- Zgadza, się - kiwnął głową mój rozmówca.- Sam widziałem, jak spadała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki