[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ramsey.Delia poczuła się tym lekko obrażona, leczzmusiła się, by jej to nie zdekoncentrowało.- Proszę pani, hm.naprawdę.Nienawidziła swojego głosu.Zabrzmiał tak, jakby się usprawiedliwiałamała dziewczynka.- Rozbija pani szczęśliwe małżeństwo - powiedziała stara kobieta.Stałateraz przy drugim końcu stołu, tuż za pustym krzesłem Sama.Przewier-cała Delię spojrzeniem spod rzęs tak grubo upaćkanych tuszem, że ocie-niały jej twarz jak markizy.- Przeżywają wzloty i upadki jak każde młodemałżeństwo - ciągnęła - ale starają się przezwyciężyć kłopoty, może byćpani tego pewna! Znów się spotykają.Mówił pani o tym? Dwa razy bylirazem na kolacji w lokalu, w którym się zaręczyli.Zaczynają myśleć odziecku, bo może ono rozwiąże problemy.Ale tu, ile razy wyjrzę przezokno, co widzę? Pani samochód, zaparkowany po drugiej stronie ulicy.Pani przy drzwiach frontowych z nim się całuje, całego go całuje, nie mapani dość, więc idzie pani na górę, by tam go chwycić w swe kleszcze icałować w oknie sypialni, na oczach wszystkich sąsiadów.Teściowa Adriana mieszka naprzeciwko niego, po drugiej stronie uli-cy?Delia czuła, że gorąco uderza jej do głowy.Czuła też, że w innych jakbyuderzył piorun.- Delio, czy coś ci w tej sprawie wiadomo? - cicho spytał Sam.- Nie, skądże! - wykrzyknęła.- Ta kobieta to wymyśliła! Pomyliła mniez kimś innym!- W takim razie co to jest? - spytała przybyła i zaczęła grzebać przy wo-reczku.Zciągający go sznurek zapięty był na coś w rodzaju zsuwanejklamry.Wydawało się, że zsunięcie jej trwa długie minuty, wszyscy cze-kali w grobowej ciszy.Delia uprzytomniła sobie, że wstrzymała oddech.Była przygotowana na to, że kobieta może wyjąć z woreczka dowolnąrzecz - coś promieniującego, parującego, dymiącego seksem, ale właści-wie co dokładnie miałoby to być? W końcu kobieta wyciągnęła zdjęcie.-SR Proszę, proszę - wyrzuciła z siebie i zaczęła wymachiwać zdjęciem w le-wo i w prawo.Było to zdjęcie zrobione polaroidem, tak niedoświetlone, że wyglądałowłaściwie jak kwadrat porysowanej czerni.Lecz dopiero kiedy Ramseyznów parsknął, Delia zrozumiała, że jest uratowana.- No więc, proszę pani - odezwał się Sam - wszystko będzie dobrze.Je-stem przekonany, że pani córka jest bardzo szczęśliwa w małżeństwie.-I w najbardziej szarmancki sposób odwrócił kobietę i skierował do drzwi.- Mogę odprowadzić panią do samochodu?- Och, tak, dobrze.tak, może.proszę - wykrztusiła.Nadal grzebałaprzy woreczku, lecz dała się wyprowadzić.Szła chroniona jego ramie-niem, jakaś taka oszołomiona i niepewna, że nagle Delia poczuła dla niejlitość.- A kto to był? - spytała dobitnie Marie-Claire.- To tylko ktoś do twojej cioci Delii.Wiesz, że niezła z niej syrena.Wszyscy zaczęli się ruszać i chichotać.Wiedziała, że postąpiła w sposób przewrotny.Wprawdzie przez chwilęsię zastanawiała, czy nie przyznać się do wszystkiego - żeby wiedzieli -lecz milczała.Tylko uśmiechnęła się do zebranych, z powrotem usiadłaprzy stole i postawiła dzbanek na wodę po swojej lewej stronie.- Kto chce jeszcze kurczaka? - spytała, patrząc bezwstydnie prosto woczy mierzącej ją wzrokiem Elizy.Dyżur przy zmywaniu miała tego wieczoru Susie, lecz Eleanora zaofia-rowała się jej pomóc.Powiedziała, że Delii nie da już kiwnąć palcem potym ekstrawaganckim posiłku.Synowa więc wycofała się z kuchni, uda-jąc, że się ociąga.Nie poszła jednak za innymi na ganek, tylko wbiegła poschodach na górę.Wpadła do sypialni, zatrzasnęła za sobą drzwi, przy-siadła na skraju łóżka i podniosła słuchawkę.Odebrał niemal natychmiast.Spięła się w sobie, by jakoś przetrzymać tebzdurne dwa dzwonki, gdy tymczasem on od razu się odezwał.SR - Halo?- Adrian?- Och Boże, Delio, ona przyszła?- Tak, przyszła.- Chciałem cię ostrzec.Zadzwoniłem i odebrał twój mąż, a potem znówzadzwoniłem.- Mój mąż odebrał? Kiedy?- To nie był twój mąż?- Nie, to mój syn Carroll.- Miał stary głos.- Stary? On nie jest stary!- Miał głos dorosłego mężczyzny.- Ale nie jest dorosły - rzuciła.- Adrian, dlaczego całujesz mnie wdrzwiach i przy oknie, jeżeli twoja teściowa mieszka naprzeciwko?- To znaczy zrobiła to, co mówiła, że zrobi?- Przyszła i przed całą moją rodziną oświadczyła, że mam  kochanka",jeśli o to ci chodzi.- O Boże! A co oni na to?- Chyba pomyśleli, że to jakaś wariatka, czy coś, ale.Adrian, onatwierdziła, że wasze małżeństwo jest szczęśliwe.- Nic dziwnego.Chce w to wierzyć.- Twierdziła, że znów się spotykacie, że dwa razy byliście teraz w re-stauracji, w której mieliście zaręczyny.- Hm, to akurat prawda.- Tak?- Tylko by omówić sprawy.Mamy wiele wspólnych spraw.Długąwspólną historię.- Rozumiem.- Ale to nie było tak, jak myślisz.Spotkaliśmy się na kolacji! Tylko żebyrazem zjeść kolację!- I myślicie o dziecku.- Tak powiedziała?SR - Tak.- Naturalnie, to wypłynęło.- Naturalnie?! - krzyknęła Delia.- No, Rosemary przecież nie robi się coraz młodsza.- Owszem, to prawda, ma ze trzydzieści lat - przyznała z odrobiną go-ryczy.Skręcała w palcach sznur telefonu.Połączenie było niezbyt czyste,coś szemrało w oddali, jak w rozmowie międzymiastowej.- Hm, raczej nie jest za bardzo macierzyńska - powiedział radośnie.-Dziwne, prawda? To, co przyciąga cię do kogoś, potem może cię odpy-chać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki