[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadł zakierownicą i ruszył ku Allen Street.Myślał, że w drodze powrotnejbędzie bardziej odprężona, ale niestety tak nie było.Wkrótce domyśliłsię, dlaczego.Spodziewała się, że to on zrobi pierwszy krok.Cichutko zagwizdał.Chciał ją pocałować, to było pewne od momentu,gdy zachwycił się jej soczystymi ustami.Ze zdziwieniem odkrył także,że pragnie czegoś więcej.Trzymając ją blisko siebie w tańcu, czuł się jakpo zażyciu potężnej dawki afrodyzjaku. Działaj ostrożnie  ostrzegałsam siebie  ona jest niedoświadczona w tych sprawach."Zaparkował samochód w cieniu starego dębu i odprowadził ją dodrzwi, obejmując lekko jej kibić.Czuł drżenie jej ciała, gdy wchodzili naschody.To ożywiło jego nadzieję.Czuł już prawie ustami dotyk jej ust, zpoczątku nieśmiałych, pózniej żarliwych, rozbudzonych ogniemnamiętności.U drzwi frontowych obrócił ją lekko ku sobie.Zwiatło werandyujawniło blask jej kasztanowych włosów i przestrach w oczach.Nie spodziewał się strachu.To go zaskoczyło. Dziękuję ci za uroczy wieczór  szepnęła.Przygryzła drżącą wargę, a on już wiedział, że nie może tego zrobićtak, jak zaplanował.RS 27 To ja ci dziękuję, Margaret Leigh. Cofnął się o krok zpoczuciem ofiary, jaką ponosi.Gdy pochylił się nad jej dłonią i dotknąłustami, poczuł zapach.To była jakaś niedzisiejsza woń, mieszanina róż ibzów, które rosły wokół letniego domku jego babki.Trwało to moment.Zaraz wyprostował się i puścił rękę. Cała przyjemność po mojej stronie.Byłaś najładniejszą dziewczynąna tańcach. %7łartujesz. Nie, to prawda. Skrzywił się w uśmiechu i skłonił elegancko.Dobranoc, ślicznotko.Opuścił werandę pogwizdując.Był niezmiernie dumny z siebie.Czułsię jak wysłannik tajnej misji, naukowiec rozpracowujący sekretnąformułę, Pigmalion tchnący życie w posąg.Lecz Margaret Leigh nie byłakamiennym posągiem.Była z krwi i kości, z róż i bzu.Miała skórę jakchińska porcelana i nieśmiałe spojrzenie.Była jego największymodkryciem.Wsiadł do samochodu i pojechał do domu, do swoich psów.Margaret Leigh cichutko weszła do środka i oparła się o drzwi.Zzewnątrz dochodził hałas silnika.Przyłożyła rękę do piersi.Czuła się tak,jak ten stary, rozregulowany silnik.Bała się, i on o tym wiedział. Pewnie myśli, że jestem najgłupszą kobietą chodzącą po ziemi.Boże,co za chaos."  Zamknęła oczy, lecz nie pomogło to ani trochę.Ciąglewidziała Andrew, postawnego, przystojnego i męskiego, patrzącego nanią tak, jakby miał zamiar zjeść ją na śniadanie.Prawdopodobnie mógłmieć każdą kobietę, której zapragnął.Dlaczego, do diabła, miałabysądzić, że chciałby ją włączyć do swojej diety?Doświadczenie.To było jeszcze w szkole średniej, gdy zdecydowałasię na eksperyment.Buntując się przeciw wychowawczym metodomBerthy, postanowiła zlekceważyć wszystkie ostrzeżenia ciotki i odkryćtajemnicę na własny użytek.Działo się to wieczorem, w świętaHalloween.Nieznajomy chłopak, z którym miała się spotkać, był wysokii przystojny.To była randka zaaranżowana przez Barb, najpiękniejszadziewczynę w szkole.Wyprowadził ją z zabawy i zaprosił do samochodu.Nie kosztowało goto dużo wysiłku.Była przerażona, ale pragnęła mieć to już za sobą.Pamięta tylko jego ręce, niezgrabne, spocone i zachłanne.Niewytrzymała.Zaczęła walczyć, broniąc się łokciami, kolanami ipaznokciami.Chłopak był wystarczająco mądry, aby w poręzrezygnować.Zawiózł ją do domu, w podartych pończochach, nietkniętą.RS 28Nigdy nie próbowała eksperymentować ponownie.Nie miała na toczasu.Jej ojciec, całe życie chory na cukrzycę, został inwalidą, gdykończyła szkołę.Opiekowała się nim aż do śmierci.Ofiarowała mu dwalata.Mieszkali razem w starym, rodzinnym domu.Dzieliła czas międzypracę w bibliotece i opiekę nad ojcem.Nigdy nie żałowała tego.Aż dodzisiejszego wieczora.Na myśl o czułych, opiekuńczych ramionachAndrew McGilla poczuła tęsknotę.Dlaczego nie potrafi całować taknaturalnie, jak się oddycha? Chciała być kobietą pociągającą, swobodniezachowującą się w męskich ramionach. Ciociu Bertho  wyszeptała co ty ze mną zrobiłaś? Dlaczego takmnie wychowałaś?Zciągnęła buty i cichutko, na palcach wspinała się po schodach do swejsypialni na poddaszu. Dzień dobry, ciociu Bertho.Bertha poderwała się i z hałasem zatrzasnęła notatnik. O Boże, dziecko, przestraszyłaś mnie śmiertelnie.Co ty robisz takwcześnie?Odgarniając rzadkie włosy z twarzy, spojrzała na Margaret Leighstojącą w drzwiach i zauważyła na jej policzkach rumieńce, żywsze niżkiedykolwiek.Poczuła ucisk strachu w żołądku. Nie jest tak wcześnie.Czas do kościoła. Margaret Leighspojrzała uważnie na ciotkę. Wyglądasz mizernie.yle spałaś? Nie mogłam zasnąć.Martwiłam się.Znajdowały się w pokoju na parterze, który był sypialnią ciotki wczasie jej odwiedzin.Margaret Leigh przysiadła na brzegu łóżka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki