[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dimity Hatcher, której przysiągł, że nie będziejej więcej pytał o starszą córkę Charlesa Aubreya.Zach z westchnieniem zostawił swoje notatki i pytania, zamknąłzeszyt i ruszył zdecydowanym krokiem do samochodu.Minęły dwa dni,odkąd widział się z Hannah, ale bez esemesów i telefonów,niemożliwych przez brak zasięgu w komórce, miał wrażenie, że upłynęłowięcej czasu.Liczył na to, że przyjdzie znalezć go w pubie, ale niezrobiła tego.Najpierw pojechał do Wareham, do tamtejszego małegosupermarketu, a potem na farmę, gdzie zaparkował na wybetonowanymdziedzińcu przed domem.Nikt nie odpowiedział na pukanie do drzwi,więc zszedł na plażę.Hannah stała z założonymi rękami na krańcu podwodnej półkiskalnej w dżinsach podwiniętych do kolan i luznej niebieskiej koszuli,wydętej za nią na wietrze jak żagiel.Mocno wiało; bryza pokryłapowierzchnię morza tysiącami drobnych zmarszczek, wzbijając sólw powietrze.Zach zawołał ją, ale nie usłyszała go przez wiatr.Postawiłtorby, które miał ze sobą, i nie spuszczając jej z oczu usiadł na kamieniu,żeby ściągnąć buty i skarpetki.Chciał narysować zdecydowaną linię jejkręgosłupa, pojedynczą postać, otoczoną przez wzburzone morze, którezdawało się tylko czekać, aż potknie się i straci oparcie pod stopami.Wydawała się równocześnie niezłomna i bezbronna.Zastanowił się, dlakogo miałby być ten rysunek, i natychmiast zrozumiał, że wyłącznie dlaniego, po to, żeby utrwalić w pamięci prostą radość z tego, że ją widzi.Przyszło mu do głowy, że z tego samego powodu rysował swoje kobietyAubrey, i uśmiechnął się na myśl o tym, jak zareagowałaby Hannah,gdyby nazwał ją  swoją kobietą.Postawił kilka niepewnych kroków naskalnej półce.Trudno mu było zaufać ścieżce, której nie widział.Rozłożył ramiona na wypadek, gdyby się potknął, i poczuł, jak wiatrprzeciska mu się między palcami.  Hannah!  zawołał jeszcze raz, ale znów go nie usłyszała albobyła zbyt zatopiona w myślach, żeby zwrócić uwagę na jego głos.Zach podszedł do niej bliżej, przeklinając, kiedy zahaczył palcemo mały, ukryty stopień.Nadal wpatrywała się w morze, więc Zachprzystanął i zrobił to samo.Zastanawiał się, czy wciąż wyglądałaToby ego, czy to na niego ciągle czekała.Jej postawa świadczyła o tym,że będzie czekać tak długo, jak będzie trzeba.Miał ochotę chwycić jąmocno i odwrócić do siebie, żeby przerwać to czuwanie.Nagle dostrzegłbłysk światła.Zobaczył małą łódz, typową łódz rybacką, która powoliprzemieszczała się ze wschodu na zachód jakieś sto pięćdziesiąt metrówod brzegu.Zach z trudem ją dojrzał, ale teraz widział, że poruszała sięw dziwnie wolnym tempie, a jakaś postać na pokładzie zdawała sięlustrować wybrzeże z takim samym skupieniem, z jakim Hannahlustrowała morze.Znów błysnęło światło  słońce odbite przelotniew szkle.Czyżby w lornetce? Ten rybak chyba ma na ciebie oko  powiedział, stając tuż zaHannah.Podskoczyła i odwróciła się do niego ze stłumionym okrzykiem,a potem wymierzyła mu policzek  lekki, ale nie do końca żartobliwy. Cholera jasna, Zach! Nigdy mnie tak nie zachodz! Wołałem cię kilka razy. A ja, jak widać, nic nie słyszałam  wyjaśniła, a jej twarzzłagodniała. Przepraszam  powiedział Zach.Przesunął palcami po jej przedramieniu i wziął ją za rękę.Hannahspojrzała znów na łódz, która w końcu zaczęła znikać za wybrzeżem.Czy w takim razie obserwowała rybaków i wcale nie czekała naToby ego? Zach zmrużył oczy i zobaczył na pokładzie przebłyskbladego różu.Ten kolor wydał mu się znajomy, ale nie wiedziałdlaczego. Znasz tę łódz? To znaczy ludzi, którzy nią płyną?  zapytał.Hannah szybko przeniosła wzrok na niego. Nie  odpowiedziała krótko. Nie znam. Wyrwała rękę z jegouścisku, na pozór po to, żeby odgarnąć włosy z twarzy i założyć je zaucho.  Przywiozłem rzeczy na piknik.Kupiłem grill i w ogóle.Jesteśgłodna? Umieram z głodu  przyznała z uśmiechem.Zach wyciągnął do niej rękę i ucieszył się, kiedy wzięła go podramię w drodze na plażę.Rozstawili mały grill na płaskich kamieniach, za linią przypływuznaczoną muszlami i pancerzykami.Kiedy Zach go rozpalił, zacząłlekko zalatywać naftą, a Hannah pokręciła głową. Powinnam się wstydzić  stwierdziła. Dlaczego? Mogłam nam zbudować porządny grill.W którejś stodole mamnawet ruszt i specjalne sztućce. To nic, ja zajmę się tym, a ty możesz przygotować tam ognisko.Na pózniej. Pózniej? To maleństwo nie ogrzeje nas po zachodzie słońca  powiedziałZach. W porządku.Podaj mi wino, włożę je do lodówki. Hannahuśmiechnęła się i wyciągnęła rękę po butelkę, a potem zaniosła ją nabrzeg i zakopała aż po szyjkę w drobnym żwirze na skraju wody.Zostałatam, zbierając drewno wyrzucone przez morze.Zapadł przyjemny wieczór, a wiatr osłabł.Drobne fale z cichymszmerem uderzały o kamyki.Niebo nabrało barwy bladej cytryny;łagodne światło obdarzało wszystko wokół przyjemną poświatą.Zachpoczekał, aż płomienie pod grillem zgasną, a potem przyrządził na nimkrewetki i udka kurczaka.Jedli je gorące, gdy tylko były gotowe, parzącsobie palce i wargi.Na brodach lśnił im sok z cytryny i tłuszczz kurczaka, a wszystko popijali winem z papierowych kubków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki