[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po drodze udawało mu się czasami dostrzec przelotnie w świetle gwiazd śniadą,przystojną twarz swego towarzysza.Dolną jej część zasłaniał wysoki, zakrzywiony kołnierz płaszcza.Jego oczyprzypominały kału\e u knotów czarnych świec: ciemne, gorące i płynne.Co chwila znieba zlatywał nietoperz, ukrywając się w jego płaszczu.Po długim milczeniutowarzysz Jacka wskazał ręką w kierunku wzgórza na horyzoncie. Tam  powiedział.Jack skinął głową, patrząc w kierunku pozbawionego szczytu wzgórza.Pomniejszyośrodek mocy  pomyślał  i to w jego bezpośrednim zasięgu.Wspinali się powoliw górę.W pewnym momencie, gdy Jack potknął się, poczuł, \e ręka tamtegopodtrzymuje go za łokieć.Jack zauwa\ył, \e porusza się on bezgłośnie, mimo \edroga pokryta była \wirem. Co się stało z Baronem?  zapytał po chwili. Wrócił do domu trochę mądrzejszy  odpowiedział tamten i uśmiechnął się,odsłaniając na chwilę białe zęby.W końcu wdrapali się na szczyt wzgórza i stanęli na jego środku.Towarzysz Jackawyciągnął miecz i narysował nim na ziemi skomplikowany wzór.Jack rozpoznałniektóre ze znaków.Następnie tamten odsunął Jacka na bok i przejechał swym lewymkciukiem po ostrzu miecza.Krew spłynęła na środek rysunku.Wypowiedział siedemsłów.Odwrócił się i kazał Jackowi stanąć za sobą.Następnie narysował wokół nichkrąg i ponownie wypowiedział zaklęcie.Rysunek stanął w płomieniach.Jack starałsię odwrócić uwagę od płonących linii, jednak diagram przykuł jego wzrok,zmuszając go do śledzenia jego przebiegu.Jack poczuł, \e zapada w letarg.Płonącywzór wypełniał jego świadomość, wypierając z niej wszystko inne.Jack poruszał sięrazem z nim, stawał się jego częścią.Popchnięty przez kogoś upadł.Obudził się na kolanach w miejscu pełnym blasku.Liczne postacie przedrzezniałygo.Nie.To były jego własne odbicia.Pokręcił głową.Ze wszystkich stron otaczały go lustra i jasność.Wstał, pragnączorientować się w otoczeniu.Znajdował się blisko środka wielkiej komnaty olicznych ścianach.Wszystkie były wyło\one lustrami, podobnie jak niezliczonepowierzchnie wklęsłego sufitu i podłogi pod jego stopami.Jack nie potrafił określićzródła światła.Mo\liwe, \e w jakiś sposób powstawało w samych lustrach.Na prawej ścianie, nieco powy\ej podłogi, znajdował się stół.Jack ruszył w jego stronę.Wyczuwał, \e idzie pod górę, choć nie wkładał w to dodatkowego wysiłku, a jegozmysł równowagi pozostawał nienaruszony.Minął stół i ruszył przed siebie, jak musię wydawało, po linii prostej.Stół znajdował się za nim, potem nad nim, a pokilkuset krokach znalazł się przed nim.Zwrócił się w prawą stronę i powtórzył swójspacer.Skutek był ten sam.Nie było tu okien ani drzwi, tylko stół, łó\ko i krzesła rozstawione po ró\nychpowierzchniach.Wyglądało to tak, jakby zamknięto go w olbrzymim klejnocie olustrzanych powierzchniach.Niezliczone odbicia Jacka kroczyły w nieskończoność.Ze wszystkich stron dobiegało światło.Cień był niemo\liwy do uzyskania.Usiadł na najbli\szym z krzeseł.Spod stóp spoglądało na niego jego własneodbicie. Jestem więzniem tego, który ju\ raz mnie zabił  pomyślał. Z pewnościąblisko jego ośrodka mocy, w klatce zbudowanej specjalnie dla mnie.Niedobrze.Bardzo niedobrze.Coś się poruszyło.Przez chwilę lustra ukazały ruchome odbicie nieskończoności.Po chwili wszystko wróciło do normy.Jack rozejrzał się, pragnąc zobaczyć, co sięstało.Na stole nad jego głową stały pieczeń, chleb, wino i woda.Podniósł się na nogi.Poczuł, jak ktoś dotknął lekko jego ramienia.Obejrzał się szybko.Król Nietoperzyuśmiechnął się i ukłonił nisko. Podano obiad  powiedział, wskazując w stronę stołu.Jack skinął głową, udał się we wskazanym kierunku, usiadł na krześle i zacząłnapełniać swój talerz. Jak ci się podoba twoje nowe mieszkanie? Bardzo zabawne  odpowiedział Jack. Między innymi zwróciłem uwagę nabrak drzwi i okien. Istotnie.Jack zaczął jeść.Jego głód był jak płomień nie dający się ugasić. Wyglądasz fatalnie po swojej podró\y. Wiem o tym. Będziesz się mógł pózniej wykąpać.Przyślę ci te\ świe\e ubranie. Dziękuję. Nie ma za co.Pragnę, abyś czuł się jak najlepiej.Minie z pewnością wieleczasu, zanim powrócisz do zdrowia. Ile?  zapytał Jack. Kto wie? Mo\e długie lata. Rozumiem.Gdybym rzucił się na niego z no\em  pomyślał Jack  czy miałbym szansę go zabić? Mo\e byłby dla mnie zbyt silny? Mo\e mógłby natychmiast wezwać swojąmoc? Gdyby mi się udało, jak odnalazłbym wyjście? Gdzie jesteśmy?  zapytał.Król Nietoperzy uśmiechnął się. Jak to gdzie? Tutaj  odpowiedział, dotykając piersi.Jack zmarszczył brwi. Nie rozumiem.Król Nietoperzy odpiął cię\ki srebrny łańcuch, który nosił na szyi.Był na nimzawieszony lśniący klejnot.Wyciągnął rękę przed siebie. Przyjrzyj się temu przez chwilę, Jack  powiedział.Jack ujął klejnot w palce.Obrócił go, oceniając jego wagę. Czy warto byłoby go ukraść? Zapewne.Co to za kamień? Właściwie to nie jest kamień.To ten pokój.Zwróć uwagę na jego kształt.Jack rozejrzał się wokoło, kilkakrotnie przenosząc wzrok z klejnotu na ścianypomieszczenia. Istotnie, jest podobny w kształcie do tego pokoju. Jest identyczny.Nie mo\e być inaczej, poniewa\ są jedną i tą samą rzeczą. Nie rozumiem. Wez kamień w rękę.Podnieś go do oka.Przyjrzyj się jego wnętrzu.Jack uniósł kamień, zamknął jedno oko i obejrzał go dokładnie. W środku. powiedział  jest maleńka kopia tego pokoju. Popatrz na stół. Widzę! Obaj siedzimy przy nim! Oglądam.ten kamień! Znakomicie  powiedział z radością Król Nietoperzy.Jack wypuścił klejnot z ręki.Jego rozmówca ujął go za łańcuch. Popatrz  powiedział, ukrywając klejnot w swojej dłoni.Zapanowała ciemność.Po chwili, gdy wypuścił go z ręki, ponownie zrobiło sięjasno.Następnie wyciągnął spod płaszcza świecę, postawił ją na stole i zapalił.Zbli\ył naszyjnik do płomienia.W komnacie zrobiło się gorąco nie do wytrzymania.Po chwili krople potu wystąpiły Jackowi na czoło. Wystarczy!  powiedział. Upieczesz nas! Król Nietoperzy zgasił świecę iwrzucił naszyjnik do karafki z wodą.Natychmiast ochłodziło się. Gdzie jesteśmy?  zapytał Jack. Mówiłem ju\ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki