[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjęła z lodówki trzy marchewki, umyła je, wytarła i położyła na blacie.Podciągnęła rękawy swetra, po czym sięgnęła po nóż.Ciało i stal.Cóż za intymny taniec&Z każdym nowym cięciem zbliżasz się do tego, które cię zabije, ostrzegała jąJean.Jeśli nadal będziesz używać brzytwy, kiedy się stąd wydostaniesz, sama sięzabijesz.Brzęk o blat.Meg odskoczyła, wpatrując się w błyszczącą stal.Potarła lewąrękę, by usunąć nieprzyjemne mrowienie pod skórą.Zwykle wskazywało, że pora nakolejne cięcie.Jeśli z jakichś przyczyn je opózniano, mrowienie nasilało się, miaławręcz wrażenie, że coś usiłuje przegryzć się przez jej skórę.Tylko jedna mała ranka, pomyślała i wyjęła z kieszeni dżinsów składanąbrzytwę.Tylko jedna mała ranka, żeby zobaczyć, czy marchewki zadziałają, czykucyki mnie polubią.Próbowała przekonać samą siebie, że to tak naprawdę bez znaczenia, żezużywanie skóry na coś takiego to głupota.Poza tym nie wiedziała, jak zareagująInni na zapach świeżej krwi.Nie pomyślała o tym, kiedy przyjmowała tę posadę.Jednak już urwała kawałek papierowego ręcznika i ułożyła na blacie obokzlewu.Otworzyła brzytwę i przytknęła ostrze do ciała.Nabrała powietrzai przycisnęła, rozcinając skórę na tyle głęboko, by pozostała blizna.Zalała ją fala bólu, przypominającego ten, którym karano ją za kłamstwa alboza opór.Zobaczyła kucyki i&Ból zniknął, zastąpiła go oszałamiająca euforia.To była ekstaza, do którejtęskniły dziewczęta, ekstaza pojawiająca się tylko wówczas, gdy brzytwa pocałowałaskórę.To&Meg zamrugała.Zachwiała się.Popatrzyła na krew na papierowym ręczniku.Coś związanego z kucykami.%7łeby zapamiętać, co widzisz, musisz przełknąć słowa razem z bólem, powiedziała Jean.Jeśli wypowiesz przepowiednię, wszystko, co widziałaś, rozwiejesię jak sen.Będziesz pamiętała pojedyncze fragmenty, ale za mało, żeby mieć z tegojakiś pożytek.Musiała coś powiedzieć, musiała opisać, co widzi.Ale nikt nie słyszał jej słów,więc przepowiednia przepadła.Nie dowie się niczego o kucykach.Popatrzyła na brzytwę i przez chwilę zastanawiała się, czy nie zrobić drugiegonacięcia.Potem spojrzała na zegar.Nie, i tak straciła już za dużo czasu.Pobiegła do łazienki, przemyła ranę.W apteczce nad umywalką znalazłaczęściowo zużytą rolkę bandaża i plaster.Opatrzyła ranę, wróciła do kuchni,pospiesznie opłukała brzytwę i schowała ją do kieszeni dżinsów.Potem wzięła nóżkuchenny i pokroiła marchewki.Jeśli ktoś zauważy bandaż albo poczuje krew, będziemiała usprawiedliwienie.W kuchni łatwo o wypadek.Skaleczenie na palcu niebędzie niczym niezwykłym, nie wzbudzi niczyich podejrzeń.Wrzuciła pokrojone marchewki do miski z zakładanym wieczkiem, uprzątnęłakuchnię, po czym narzuciła płaszcz i zebrała resztę rzeczy.Wyszła z mieszkaniai zbiegała tylnymi schodami, ciesząc się, że ma tak blisko do pracy.Nadal było okropnie zimno, ale dużo spokojniej niż poprzedniego ranka.Przynajmniej do momentu, aż Simon Wilcza Straż wyszedł z Czegoś na Ząbz jednym z tych wielkich kubków z przykrywką, które widziała wczoraj w sklepie narynku.Na jej widok zatrzymał się gwałtownie i powęszył w powietrzu.Miałanadzieję, że jej włosy śmierdzą na tyle mocno, by zniechęcić go do podchodzenia. Dzień dobry, panie Wilcza Straż  powiedziała grzecznie. Dzień dobry, panno Corbyn.Kiedy nic nie dodał, ruszyła szybko do biura łącznika, świadoma, że wciąż nanią patrzy.Odwiesiła płaszcz i zmieniła buty.Po dłuższym namyśle doszła do wniosku, żemarchewki o temperaturze pokojowej będą zdrowsze dla kucyków niż marchewkiz lodówki, postawiła więc miskę na blacie.%7łałując, że nie ma nic ciepłego do picia,przejrzała zawartość szafek w małej kuchni.Poprzedni łącznik musiał być okropnymniechlujem.Na pewno nic tu nie włoży, póki nie umyje półek.Najpierw jednakbędzie musiała dowiedzieć się, jak to zrobić.Ale przynajmniej dziś rano miała muzykę.Poprzedniego dnia wybrała się dosklepu Muzyka i Filmy i wzięła na kredyt pięć płyt.Musi sobie sprawić notesi zapisywać, jaka muzyka jej się podoba, a jaka nie, jakie potrawy lubi, a jakich niei& w ogóle wszystko.Włożyła pierwszą płytę do odtwarzacza, a potem zaczęła szykować się dootwarcia biura.Założyła świeży papier na podkładkę, wyjęła klucze z szufladyw sortowni i odetchnęła z ulgą, kiedy udało jej się otworzyć przejście w kontuarze,a potem frontowe drzwi.Ptaki wróciły  trzy przysiadły na murze, a jeden na drewnianej rzezbie.Chociaż Meg nadal nie była pewna, czy to zwykłe wrony, czy Inni, wystawiła głowęza drzwi i powiedziała: Dzień dobry.Pełna zaskoczenia cisza.Kiedy cofała głowę, dwie wrony zakrakały.Ich głos brzmiał łagodniej niż normalne krakanie, więc postanowiła, że uzna to zapozdrowienie.Ledwie miała czas wyjąć mapę z szuflady i przenieść na stół do sortowaniaworek z pocztą, kiedy przyjechała pierwsza furgonetka.Nie potrzebuję dzwonka w drzwiach, kiedy czuwają tu Wrony, pomyślała,kwitując przesyłkę i zapisując dane samochodu.Kiedy kurierzy stawali w drzwiach, wyczuwała w nich tę samą ostrożność, cowczoraj.A potem tę samą ulgę, kiedy uświadamiali sobie, że nie będą mieli doczynienia z Innymi.Bez oporu podawali jej informacje o tym, kim są i w jakie dnizwykle robią dostawy.Ciekawe, że prawie zawsze równocześnie podjeżdżały dwie lub trzyfurgonetki.Większość kierowców najwyrazniej się znała.Być może uzgadnialimiędzy sobą, o której będą realizować dostawy dla Dziedzińca  w grupie zawszerazniej.Kiedy skończyła się pierwsza fala dostaw, Meg otworzyła drzwi do sortownii wciągnęła do środka jeden z wózków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki