[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowiedział, \e dawno, dawno temu w Sanie było kilkabram, osiem, mo\e dziesięć, które otwierano, gdy rodziło sięsłońce, i zamykano, kiedy słońce umierało.Ale dla cudzo-ziemców przeznaczona była tylko jedna brama, gdy\ pewnaprastara przepowiednia głosiła, \e to właśnie cudzoziemiecspowoduje klęskę miasta.Cudzoziemiec, który przybywał pod tę bramę, pociągał zasznurek, a sznurek wprawiał w ruch dzwonek.Przychodziłstra\nik, który pytał, kim jest i czego chce, cudzoziemiec zaśodpowiadał i dopiero kiedy jego odpowiedzi okazywały sięzadowalające, otwierano bramę i mógł wejść do miasta.Minęło wiele wieków i jedyna brama, która zachowała się wcałości, to właśnie brama cudzoziemców, Bab al Jemen.151 Przed bramą Bab al Jemen po raz pierwszy usłyszałemmuzykę do tańca z jambiją.Na początku wydawała mi sięmonotonna, wybijana z mocą na tamburynach.Potem jednakwyodrębniłem jakąś surową melodię, mającą w sobie cośbarbarzyńskiego i archaicznego, co wyra\ało siłę opartą naszybkości sztyletu i zwinności konia.Nabil zaprosił mnie dotureckiej łazni.I kiedy tak le\ałem w ciemnympomieszczeniu, paliłem nargile27, myśląc o odległych wspo-mnieniach, a masa\yści natłuszczali mnie i osuszali, ogarnęłamnie po\ądliwa melancholia.Szybko jednak wilgotnepowietrze zaczęło mnie dusić.Wyszedłem.A miasto wydałomi się białe, biedne i obce.Przed bramą Bab al Jemen pełnobyło \ebraków.Zobaczyłem mę\czyznę, który wlókł za sobąpotwornie zdeformowaną stopę, wyglądającą jak szary kłę-bek, z którego wychodziły nieruchome kikuty.Człowiek tenposuwał się oparty o kule, prosząc o jałmu\nę.Inny \ebraksiedział skulony na wózku, które jakieś dziecko popychało doprzodu i do tyłu, raz po chodniku, a raz po drodze, pośródpyłu i kamieni.Mę\czyzna w wózku zawodził cicho,jednostajnie i monotonnie.Wyglądał, jak gdyby ktoś z wielkąprecyzją i determinacją doszczętnie połamał mu kości.Przechodnie litowali się nad nim i rzucali monety na tenbrudny ludzki zwitek.Dziecko zaś dziękowało, wołając: Allach jest wielki, Allach jest wielki!".Ja te\ dałem chłopcu kilka monet.Chłodnym i bystrymwzrokiem przeliczył je i wsunął do kieszeni z zadowolonymuśmiechem.Inne dziecko szarpnęło mnie za rękaw.Jemu te\chciałem dać pieniądze, ale ono pokiwało przecząco głową.Chłopiec chciał, abym poszedł za nim.W jego oczachdojrzałem prośbę, mo\e nie rozpaczliwą, ale wystarczają cosilną.27Nargile (pers.) - fajka wodna rozpowszechniona w krajach Wschodu.152 Przeszliśmy kilka kroków.Za stołem, na którym sprzedawanoró\ne nasiona i orzechy, dostrzegłem chudego starca,le\ącego na brudnych gazetach.Starzec ledwo oddychał.Chłopiec, patrząc na mnie, ścisnął mnie za rękę.Podeszliśmy.Uświadomiłem sobie wtedy, \e starzecumiera.Chłopiec jedną rękę trzymał w mojej dłoni, a drugąchwycił dłoń starca.Wtedy starzec umarł, a dziecko popa-trzyło na niego ze zdziwieniem.Znowu zaproponowałem mupieniądze, ale i tym razem chłopiec odmówił.Pogłaskał mnieczule po twarzy i odszedł.Nabil obserwował mnie z pochmurną miną.Zrozumiałem,\e nie pochwalał mojego zachowania.Za bramą Bab al Jemen znajdował się zatłoczony plac isuk28.Zapachy mieszały się ze sobą, jednak nad wszystkiewybijał się cynamon.Widziałem liczne wielbłądy, stare ipomarszczone.Na ziemi \wir tworzył jedną całość z pyłem.Kolorem dominującym była szarość.Suk składał się z małych stoisk zajmujących około półtorametra kwadratowego.Mo\na było tam znalezć złote monety,talary Marii Teresy, zapalniczki, puszki sardynek, pastę dobutów, ser, ry\, kawę, herbatę, miedziane talerze, ziemniaki,mydło, sandały wykonane z opon.Nabil zaprowadził mnie doniskiej, ale szerokiej gospody.Był tam piec, który wyglądałjak studnia: kucharz wrzucał do niego dopiero coprzygotowany makaron, który przylepiał się do ścian.Kiedymakaron był ju\ ugotowany, wyciągał go i owijał w miękkichleb.Potem rozciął wielką rybę, oczyścił z ości i zwinniezabarwił jej mięso gęstym i pachnącym sosem, tak i\ nabrałoczerwonawej barwy.Tak\e du\a ryba skończyła na dniepieca.28Suk (arab.) - bazar, rynek.153 W gospodzie stały drewniane i niezbyt czyste stoły.Nabildostrzegł mój wzrok.Z uśmiechem urwał kawałek papieru iprzetarł nim blat.Brud jednak był starej daty, pełenkolorowych, zaschniętych skorup i \ywych czerwonych ro-baczków.Nabil wzruszył ramionami na znak, \e zrobił co wjego mocy.wyciągnął z pieca dobrze ugotowaną rybę iKucharzumieścił na wielkim, metalowym talerzu.Na drugim le\ałzwinięty chleb, z którego unosiła się ciepła para.Nabil po-patrzył na mnie z zadowoleniem: wło\ył palec w oko ryby,wybrał je paznokciem, wciągnął ustami i powiedział, \e jestpyszne.W ten sam sposób wydobył drugie oko i podał jemnie.Podziękowałem.Wyssał je z przyjemnością.Mięso było miękkie i aromatyczne, a chleb delikatny.Najedliśmy się do syta.Do hotelu wróciłem bardzo zmęczony.Wszedłem do po-koju, wziąłem ciepłą kąpiel i poło\yłem się na łó\ku.Szejkwszedł bez pukania, z szerokim uśmiechem na twarzy i bu-telką koniaku pod pachą.- Przemycany.W tych stronach jest wielu szyitów i inte-gralistów.Skosztuje ojciec?Wznieśliśmy toast, sam nie wiem za co.Szejk powiedział:- Tego, czego szukam, nie ma ju\ w Sanie.Jedziemy doTaizz.Wyruszyliśmy wczesnym rankiem.Prowadził Nabil, aSzejk od razu zasnął.Droga prowadząca przez południowączęść kraju była znośna, a przede wszystkim asfaltowa.Opanowało mnie wra\enie, \e Jemen to miejsce na skrajuświata, z którego w ka\dej chwili mo\na spaść w dół.Nabil opowiedział, \e dawno temu ten obszar był bogaty wkadzidło, a jego zapach przenikał nawet brody kozłów.154 Przed ka\dą wioską, przez jaką przeje\d\aliśmy, stał swegorodzaju łuk triumfalny ozdobiony zdjęciami jemeńskiegoprezydenta w cywilu i w mundurze, a tak\e dwoma orłaminad przewróconym półksię\ycem i otwartym Koranem zdwoma strzałami, jedna przed drugą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki