[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Candamir podniósł dzieckoku słońcu, a zauważywszy w dole na brzegu swojego przyjaciela, ryknął:- Osmundzie! Spójrz!Osmund, a także wszyscy na brzegu podnieśli głowy.- To syn! - ogłosił z dumą.- Pierwszy syn Catanu!Wieczorem rozpalili na brzegu wielkie ognisko, aby świętować przyjście na światsyna Candamira i równocześnie pożegnanie z zatoką.Przez sześć dni, kiedy nie byłozwiadowców, pozostali osadnicy nie próżnowali: odparowywali morską wodę, abyuzyskać sól, łowili ryby i stwierdzili, że w wodach wokół Catanu żyje równie bogatarozmaitość stworzeń jak w lesie.W czasie odpływu chodzili po skałach w sąsiednichzatokach, aby je zbadać, sprawdzając, gdzie piaszczyste wybrzeże zmieniło się najpierww piarżysko, a potem w stromy klif.W trakcie jednego z tych wypadów Hacon i Wilandwypatrzyli wysoko na skałach małe kozy o długiej sierści, które z pewnością dałoby sięschwytać i hodować dla mleka, mięsa i wełny, o czym Hacon opowiadał bratu pełendumy. - Będziemy je hodować - przyrzekł Candamir ze śmiechem.- Przysięgam, żeniewiele czasu upłynie, a będziemy mieli tyle zwierząt, że nie będziemy nawet wiedzieli,gdzie je pasać.Prawdę mówiąc, śmiał się przez cały wieczór.Po prostu tryskał szczęściem idoskonałym humorem.Kobiety przygotowały napitek ze sfermentowanego mlekaowczego, który wprawdzie nie smakował zachwycająco, ale cudownie szumiało po nimw głowie.Co chwila ktoś podchodził z kuflem i gratulował mu syna, a Candamir piłwszystko, co mu dawano.Wszyscy sąsiedzi i przyjaciele zdawali się podzielać jegoświetny humor.Narodziny syna powszechnie uznano za dobrą wróżbę i wszyscy byliciekawi następnego dnia i miejsca, gdzie mieli zakładać swoją nową osadę.Ludziewydawali się Candamirowi bardziej żywotni niż kiedykolwiek wcześniej i nawet woczach starszych błyszczało oczekiwanie, słońce Catanu nadawało zaś twarzomchorobliwą bladość.- Jakimż dobrym, silnym ludem będziemy - powiedział do Osmunda i Asty,którzy przysiedli obok niego na piasku.Osmund miał w ramionach synka, trzymał jegomałe rączki między kciukiem i palcem wskazującym i z wesołym uśmiechemobserwował przyjaciela.- Jak chłopak będzie miał na imię, Candamirze? Ole, po twoim ojcu, jak sądzę.Należało do zwyczaju nazywanie chłopców po ich nieżyjących dziadkach, dziękiczemu nie zanikała pamięć o zmarłych.Candamir niespodziewanie pokręcił jednakgłową i spojrzał na siostrę.- Pomyślałem sobie, że może Nils.Jeśli się zgodzisz.- Czy.Czy zrobiłbyś to? - zapytała Asta z niedowierzaniem.- Czemu nie? Nils był młody i miałby prawo z nami żeglować i odkryć tenwspaniały kraj.Los na to nie pozwolił.Powinna jednak przetrwać przynajmniej pamięć onim.Poza tym był moim szwagrem.- Zgadza się - wtrąciła Asta.- Mimo to nie zamieniłeś z nim w życiu jednegosłowa, a gdy jeden jedyny raz miałeś okazję się z nim spotkać, to złamałeś mu nos.Candamir, zażenowany, z uśmiechem wzruszył ramionami.- Byłem wtedy chyba szesnastolatkiem zaślepionym nienawiścią ojca i jegoagresywnymi przemowami przeciwko klanowi Nilsa.Ale nigdy nie jest za pózno, żeby uznać swój błąd.Tak przynajmniej twierdzi mój Sakson.Asta była poruszona gestem Candamira.Uścisnęła mu dłoń.- Dziękuję, bracie.Skoro już jesteś w tak świetnym nastroju, to może byś takzajrzał na chwilę do Gundy? W końcu ma ona pewien związek z twoją wielką radością.Mało nie umarła, a ty od swojego powrotu nawet na nią nie spojrzałeś.Zniecierpliwiony skinął głową.- Tak, tak.Pójdę do niej.Pózniej.- Skoro miała tak ciężki poród, nie bardzo będzie w stanie jutro przejść dziesięćlub więcej mil - wtrącił Osmund.- Będziemy musieli ją nieść.Candamir beztrosko wzruszył ramionami.- Tym mogą się zająć Tjorv i Nori.Jak już mówiłem, na szczęście nie mamy nic,co musielibyśmy dzwigać.- Ja mam rocznego synka, krzesło rodowe, dwie krowy, młodego byczka iparobka ze złamaną nogą, a tylko jednego zdrowego niewolnika do pomocy -zaoponował Osmund [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki