[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Żadnych mediacji.W żadnym razie, Sukey.Cisza.- Powinniśmy wyznaczyć adwokata na przesłuchanie wsądzie?- Tak.- To dużo kosztuje.- Dobrze.Pokażę temu łajdakowi Rodneyowi, pokażę mu, na comnie stać.Rozdział 72Poniedziałek, 20 listopadaBudynek to fantazja z cegły i terakoty.Gotycka fantazja.SPRAWIEDLIWOŚĆ DAJE KAŻDEMU TO, NA COZASŁUŻYŁ, napisano na froncie, a nad napisem święty Jerzyzabija smoka.Szumi mi w uszach, kiedy przepycham się przez obrotowedrzwi.Denerwuję się jak diabli.Oto jest, Percival Wilcox,wyznaczony dla mnie adwokat.To wielki facet, powiedziałaSukey Smith, łysy i zwalisty.Nie przegapisz go.Ciekawapostać.- Pan Wilcox?- Ach, musisz być Kate.- Skórę ma matową, a dłoniewilgotne.- Proszę, mów do mnie Percy.Pojedziemy windą?Moja dłoń wyślizguje się z jego uścisku.Percy tomężczyzna, od którego wszystko dziś zależy.Winda przyjeżdża, drzwi się rozsuwają.- Dzień dobry,James - mówi Percy.- Nie wysiadaj.Młody chłopak w kamizelce cofa się, czeka, przyciskaguziki, tak, proszę pana, ma dla niego akta.Percy tuli papiery pod pachą, a potem pociera nos Jamesakciukiem.- Troszkę żeśmy się pobrudzili.Adwokat odwraca się do mnie.- Sukey czeka na drugimpiętrze.Dzyń.- I oto jesteśmy.Jest Sukey.Stoi przy groszkowej ścianie.- Gotowa, Kate?Krzywię się i kręcę głową.- Czy Todd Grimley już jest? - pyta Percy.Sukey wzrusza ramionami.- James, sprawdź, czy znajdziesz prawnika panaFanshawa.- Adwokat odprowadza spojrzeniem młodegomężczyznę.- Śliczny chłopak, naprawdę śliczny.Przejdziemydo głównego holu?Gmeram przy bluzce, którą pożyczyłam od Maggie, bonalegała.Kołnierzyk jest sztywny, piecze i gryzie w szyję.Wyglądaj elegancko, bądź pewna siebie, pokaż temułajdakowi Rodneyowi, kim naprawdę jesteś, powiedziała.Proszę, jeszcze czarny żakiet.Boże pomóż mi.Podchodzimy do schodów z zakręconą poręczą.Dlaczegow tym budynku jest tyle korytarzy? Mijamy okno z witrażemprzedstawiającym nimfę oplecioną przez węża i stojącą oboknagiej dziewczyny z przewiązanymi oczami.Co onisymbolizują? Dobro i zło? Ignorancję i prawdę? Percy'ego iSukey?- Wchodzimy - mówi mój adwokat.Znajdujemy się w rozległej przestrzeni pełnej siedzących,garbiących się i zdenerwowanych istot ludzkich.Dziewczynkaturla się na plecach po linoleum na podłodze, śpiewając sobieznudzone „la - la - la".Kobieta z rozjaśnionymi prawie nabiało włosami żuje gumę i wkłada dziecku do ust butelkę zesmoczkiem, żeby zdusić jego płacz.Mężczyźni siedzą zeskrzyżowanymi rękoma, zaciśniętymi ustami.Emerytkaszlocha, ociera łzy zwiniętą koronką.Oczy patrzą w górę, wlewo, prawo, na drzwi, sprawdzają zegarki.- Jest pan Fanshaw - mówi Sukey, kiwając w stronę kąta.Z rękoma w kieszeniach Rodney przemierza salę.Raz,dwa, trzy, obrót.Raz, dwa, trzy, obrót.- Zostaniemy tutaj - mówi Percy.Siadam na ławce, między swoją prawniczką i adwokatem.- Sędzią będzie William Garrett - mówi Percy.Sukey krzyżuje nogi.- Och - mówi.- Peng kontra Peng - pada z głośnika.Drobny Chińczyk rusza, mijając Jamesa.- Ach, James.- Percy się uśmiecha.- Znalazłeśbrakującego prawnika?- Pan Grimley nadal jest w sali sądowej numer trzy zinnym klientem, proszę pana.Percy odsyła chłopaka, śmieje się i klaszcze w ręce.- Sędzia Garrett nie cierpi czekać.- Fanshaw kontra Fanshaw - trzeszczy głośnik.- Salanumer osiem.Sukey zrywa się.- Ja się tym zajmę - woła wesoło,podchodząc do kobiety za biurkiem.Przesłuchanie miało potrwać godzinę.Miało zacząć się ojedenastej trzydzieści.Jest już prawie dwunasta, gdy ToddGrimley wypada z sali sądowej numer trzy.Jego ciemne jakporzeczki oczka ogarniają hol, lądują na mnie, a potemprzeskakują na Rodneya.- Chodźmy - mówi Percy.Przepychamy się przez labirynt ławek, przechodzimy nadstopami i nogami, żeby dotrzeć do wyznaczonej sali.U szczytu ogromnego stołu sędzia Garrett zerka znadokularów.Kiwa głową, kiedy wszyscy mówimy mu dzieńdobry.Na czole rysują mu się zmarszczki, brwi ma sztywne isplątane, usta zacięte.Wskazuje trzy krzesła na lewo odsiebie, a potem zaczyna pukać palcem w stojący przed nimmagnetofon.Pojawia się zgięta w ukłonie sylwetka Todda Grimleya,który pokornie przeprasza.- Dzień dobry, Wysoki Sądzie! - woła Rodney.Siada.Szczerzy zęby w uśmiechu.Pociera ręce.Dzwonił do domu Maggie tego ranka, nim wyszłam.Czyjestem gotowa? Jako biznesmen przywykł do sali sądowej, aleja, moja droga, mogę się poczuć dość niepewnie.Czypamiętam, żeby zwracać się do sądu w odpowiedni sposób, ha- ha?Zapytałam, czy podobało mu się to, co zostawiłam nałóżku.Ale z ciebie dzieciak, odparł.Nozdrza sędziego Garretta rozszerzają się.- PanieGrimley, proszę nigdy nie kazać czekać na siebie sędziemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki