[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Beth wyprostowała się i spojrzała Siostrze woczy.Mówiła teraz wyrazniej i robiła wrażenie silniejszej.- Daje każdemu to, co jest munajbardziej potrzebne.Może to czary? Czary, jakich ludzkość dotąd nie znała.Może stworzyła jeta straszna eksplozja, promieniowanie albo.Przerwał jej głośny wybuch śmiechu.- W życiu nie słyszałem podobnych bzdur! - rzucił ostro Halland.- Czary! Atomowe czary!- Potrząsnął głową.- Dajcie spokój, ludzie! To zwykły kawałek szkła, w którym uwięzło kilka drogich kamieni.Owszem, jest niebrzydki.Może i odbiera jakieś fale jak kamerton albo, powiedzmy, antena.Ale ja twierdzę, że wszyscy ulegacie hipnozie.Być może te barwy wprawiają was w trans iwydaje wam się, że jecie, pijecie albo odbywacie iluzoryczne spacery.- A zdolność porozumiewania się? - wytknęła Siostra.- Nie ma chyba nic wspólnego z hipnozą?- Nie słyszała pani o zbiorowej sugestii? - odciął się.- Na przykład o cudownychuzdrowieniach albo posągach roniących krwawe łzy? Proszę mi wierzyć, wiem, co mówię.Wi-działem drzwi, na których rysunek słojów w drewnie stworzył portret Jezusa.Widziałem okno,w którym pół dzielnicy dostrzegało obraz Najświętszej Marii Panny.I wiecie, co to było?Pomyłka.Skaza w szklanej tafli, to wszystko.%7ładen cud.Ludzie widzą to, co chcą ujrzeć, i słysząto, co chcą usłyszeć.- A pan nie chce i nie wierzy - wtrącił zaczepnie Artie.- Dlaczego? Boi się pan?- Nie.Jestem po prostu realistą.Myślę, że zamiast roztkliwiać się nad kawałkiem szkłapowinniśmy znalezć trochę drewna na opał, zanim ogień całkiem zgaśnie.Siostra zerknęła w płomienie.Pożerały właśnie resztki ostatniego krzesła.Delikatnie wyjęła z rąkBess rozgrzany pierścień.Może i Halland miał rację, może kolorowe błyski rzeczywiście rodziłyobrazy w mózgu? Przypomniało jej się coś z odległego dzieciństwa: szklana kula wypełnionaczarnym tuszem, podobna do bilardowej ósemki.Należało sformułować życzenie i myśleć o nimbardzo intensywnie, a następnie odwrócić kulę.Z dna wynurzał się wtedy mały biały wielościan, naktórego ściankach widniały odpowiedzi.Na przykład:  Twoje życzenie zostanie spełnione" albo: Na pewno", albo:  Wątpliwe", albo przygnębiające:  Zapytaj pózniej".Uniwersalne odpowiedzina pytania dziecka, które bardzo chciało wierzyć w czary.Może to cacko również było szklaną kulą, wktórej widzi się to, co się chce.Choć z drugiej strony, wcale nie miała ochoty oglądać wypalonej prerii.Obraz zjawił się sam i porwał ją ze sobą.Czymże więc było jej znalezisko - oszukańczym gadżetem czybramą do krainy snów?Na razie jednak trzeba im było realnego jadła, napitku i opału, a te można było znalezćjedynie na zewnątrz, w którymś z sąsiednich domów.Schowała pierścień do torebki.- No to do roboty - westchnęła.- Może w okolicy znajdzie się jakiś prowiant.Artie,pójdziesz ze mną? Pomógłbyś mi z drewnem.- Jasne.- Kiwnął z zapałem głową.- Nie jestem z cukru.- A ksiądz? - Obejrzała się na Hallanda.- Czemu nie? - Wzruszył ramionami, odrywając wzrok od torebki Gucciego.- Możemy sięrozdzielić: jeśli wy pójdziecie w lewo, ja przeszukam ten dom po prawej.- Słusznie.Wezmy prześcieradła, zrobimy z nich tobołki.Myślę, że bezpieczniej będzieposuwać się na czworakach, blisko ziemi. Mężczyzni uzbroili się w prześcieradła, zwijając je ciasno pod pachą, żeby na wietrze nienadęły się jak spadochrony.Siostra otuliła chorą i na migi kazała Julii ją doglądać.- Uważajcie na siebie - szepnęła Beth.- Pogoda jest paskudna.- Zaraz wrócimy - obiecała Siostra, napierając na drzwi, ostatni drewniany przedmiot, którynie padł jeszcze łupem ognia.Kiedy je otworzyła, cały pokój wypełnił się wichrem najeżonymkłującymi lodowymi igłami.Skulona wypełzła na ganek, przyciskając do siebie torebkę.Zwiatło miałobarwę cmentarnej gleby, ruiny domów sterczały wokół jak zaniedbane nagrobki.Dotarcie do najbliższego domu zajęło im co najmniej dziesięć upiornych minut.Artie odrazu wziął się do zbierania oblodzonych kawałków drewna.W ruinach kuchni Siostra znalazłakilka puszek jarzyn, zmrożone na kamień jabłka, cebule i ziemniaki, w lodówce zaś kilkapaczkowanych gotowych dań.Nim zdążyła wepchnąć to wszystko do torby, jej dłonie zmieniłysię w sztywne, lodowate szpony.- Gotów? - zawołała.Artie, objuczony tobołem drewna, kiwnął głową na znak, że tak.Droga powrotna była jeszcze trudniejsza, bo taszczyli ze sobą znalezione skarby.Wiatrmiotał nimi gwałtownie, choć pełzali na czworakach.W pewnej chwili Siostra pomyślała, żejeśli prędko nie znajdzie się przy ogniu, straci zarówno ręce, jak i skórę na twarzy.Hallanda nigdzie nie było widać.Jeśli zrobił sobie krzywdę i gdzieś leży, wkrótce zamarzniena śmierć.Siostra dała sobie w duchu pięć minut.Rozgrzeją się tylko odrobinę i pójdą goszukać.Wczołgali się na ganek po oblodzonych schodkach, byle prędzej, ku zbawczemu ciepłu.Kiedy znalezli się w środku, Siostra pośpiesznie zatrzasnęła drzwi i zamknęła je na zasuwę.Twarz miała pokrytą lodową skorupą.Z uszu i rzęs Artiego zwisały drobne sopelki.- Udało się! - wymamrotał, przezwyciężając opór zesztywniałych warg.- Mamy.- Urwał,wpatrując się w coś ponad jej ramieniem.Oczy rozszerzyły mu się ze zgrozy.Odwróciła się błyskawicznie.Poczuła chłód, dotkliwszy niż ten na zewnątrz.Beth Phelps leżała na plecach przed dogasającym ogniem.Oczy miała otwarte, wokół głowykałużę krwi.Jedna dłoń zastygła uniesiona w powietrzu.- Jezu.- Artie przycisnął dłoń do ust.W rogu pokoju leżała skulona Julia.Pomiędzy niewidzącymi oczyma miała ranę podobną dotej, jaka ziała w skroni Beth.Zciana za nią zbryzgana była krwią.Siostra zacisnęła zęby, żebynie krzyczeć.W nieoświetlonym kącie coś się poruszyło.- Wejdzcie - powiedział Doyle Halland - i wybaczcie mi ten bałagan.- Wstał, prostując sięleniwie jak najedzony kot, który mimo to nie odmówi deseru.- Załatwiliście co trzeba? Ja też.- Boże, co tu się stało? - Artie zachwiał się i chwycił Siostrę za łokieć.Halland uniósł palec i powoli wycelował go w Siostrę.- Pamiętam cię - rzekł cicho.- To ty byłaś w kinie.Miałaś na sobie naszyjnik.Włócząc się pomieście, natknąłem się na waszego kolegę, policjanta.Pogawędziliśmy sobie nieco.Jack Tomaszek.Jack Tomaszek, który bał się wejść do tunelu, w ruinach Manhattanu stanąłtwarzą w twarz z.- Powiedział, że część z was się wydostała.- Halland błysnął zębami w uśmiechu.- Mówił okobiecie z dość szczególną raną w kształcie.zresztą sama wiesz.Dowiedziałem się od niego, żeprowadzisz grupkę ludzi na zachód [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki