[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przyniosę coś, dobrze?- Pózniej, jak przyjdzie doktor.Czemu go jeszcze niema?- Ciężko tak czekać.Wiem coś o tym.- urwała, bo w drzwiach stanął chirurg wpoplamionym krwią fartuchu.Carmen także go zobaczyła i kurczowo ścisnęła Abrę za rękę.- Pani Mendez? - Lekarz zbliżył się i przysiadł obok Carmen.- Maż jest już pooperacji.Zasypała go potokiem hiszpańskich słów.- Ona pyta, co z nim? - wyjaśniła Abra.- Czy wyjdzie z tego?- Jego stan jest już stabilny.Chłopak stracił dużo krwi i ma pęknięty kręgosłup.Miałteż liczne obrażenia wewnętrzne, a poza tym trzeba mu było usunąć śledzionę.Ale jest młodyi silny.Carmen zamknęła oczy.Niewiele zrozumiała ze słów lekarza, ale jedno na pewnopojęła - że jej David jest ciężko ranny.- Por fawor, czy on umrze?- Robimy wszystko, co w naszej mocy.Obrażenia były bardzo poważne.Dlatego musizostać w szpitalu.- Mogę go teraz zobaczyć? Chociaż na chwilę? - dopytywała się Carmen.- Niedługo go pani zobaczy.Jak tylko opuści salę pooperacyjną.- Dziękuję.- Carmen otarła oczy.- Bardzo dziękuję.Poczekam.Abra chwyciła lekarza za rękaw, zanim wyszedł na korytarz.- Jakie ma szanse?- Szczerze mówiąc, kiedy go przywiezli, był w bardzo ciężkim stanie.Bałem się, żemoże nie przeżyć operacji.Jednak przeżył i, jak już mówiłem, ma silny organizm.- Będzie mógł chodzić?- Za wcześnie, żeby wyrokować, ale mam nadzieję, że tak.- Chirurg poruszył palcami,zesztywniałymi po operacji.- Będzie potrzebował intensywnej rehabilitacji.- Niech ma wszystko, co potrzeba.Pani Mendez nie zna się na ubezpieczeniach, aleThornway pokrywa wszystkie rachunki.- Obawiam się, że będzie ich bardzo dużo.Przy odpowiedniej opiece pacjent wróci dozdrowia.Trzeba się tylko uzbroić w cierpliwość.- Dziękujemy za wszystko, panie doktorze.Abra oparła się o framugę.Była kompletnie wykończona.- yle się czujesz? - zaniepokoił się Cody. - Już mi lepiej, ale byłam przerażona.On jest taki młody.- Byłaś dla niej bardzo miła.Abra spojrzała na Carmen.- Dziewczyna potrzebowała kogoś, kto by ją potrzymał za rękę.Na jej miejscu niechciałabym być sama.Przecież to jeszcze para dzieciaków.- Znużona, oparła głowę na ramieniu Cody'ego.-Opowiadała mi, jak się cieszyli na to dziecko, jak oszczędzali na meble i jacy byli szczęśliwi,że jej mąż dostał stałą pracę.- Nie płacz.- Cody otarł jej łzę z policzka.- Wszystko będzie dobrze.- Czułam się taka bezradna, a tego nienawidzę.- Chodz, odwiozę cię do domu.Potrząsnęła głową.Miała wrażenie, że uszły z niej wszystkie siły.- Nie chcę jej zostawiać samej.- Wobec tego poczekajmy, aż przyjedzie jej matka.- Dzięki.Wiesz co, Cody?- Słucham?- Cieszę się, że tu jesteś.Cody objął ją.- Prędzej czy pózniej zrozumiesz, Ruda, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.Pózniej, kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi, Cody siedział w mieszkaniu Abry ipatrzył, jak śpi zwinięta w kłębek na sofie.Była naprawdę kompletnie wykończona.Nigdy bynie przypuszczał, że tak głęboko potrafi przeżywać cudze nieszczęście.Zaciągając siępapierosem, pomyślał, że nie wie o niej jeszcze wielu różnych rzeczy.Negatywna reakcja na wiadomość o ślubie matki, jakiej był świadkiem tego ranka,otworzyła mu oczy na pewne sprawy.To nie jeden przykry przypadek, nie pojedynczazdrada, sprawiły, że panicznie obawiała się emocjonalnych związków.Przyczyn tego należałosię dopatrywać w całym jej życiu.Trudno jej było teraz zaufać mężczyznie, jeśli się wzrastało przy matce, która takczęsto zmieniała życiowych partnerów.Czy w takiej sytuacji w ogóle można komukolwiekzaufać? A jednak Abra była z nim, mimo ograniczeń, które im obojgu narzuciła.To już coś.Będzie potrzebował dużo czasu - znacznie więcej, niż przypuszczał - żeby ją do siebieprzekonać, ale dokona tego.Bez względu na koszty.Podniósł się z fotela, podszedł do sofy i wziął Abrę w ramiona.- Co się dzieje? - Obudzona, zamrugała nieprzytomnie.- Jesteś wykończona, Ruda.Przeniosę cię do łóżka. - Nic mi nie jest.- Oparła mu głowę na ramieniu.- Chciałam się tylko chwilkęzdrzemnąć.- Dokończysz drzemkę w łóżku.- Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.Usiadł wnogach łóżka i rozsznurował jej buty.- Miałam sen - mruknęła.- O czym? - Postawił buty pod łóżkiem, a potem rozpiął jej spodnie.- Nie pamiętam, ale to był miły sen - westchnęła.- Co ty robisz? Chcesz mnie uwieść?Cody popatrzył na jej smukłe nogi i wąskie biodra, przysłonięte trójkącikiem bawełny.- Nie w tej chwili.Wtuliła twarz w poduszkę i sennie mruknęła:- Dlaczego?- Bo wolę cię uwodzić, kiedy jesteś przytomna.- Okrył ją prześcieradłem, nachylił sięi pocałował.Kiedy chciał się cofnąć, chwyciła go za rękę.- Wcale nie śpię.- Choć oczy miała zamknięte, jej usta się uśmiechały.Cody usiadł obok i pogłaskał Abrę po głowie.- Czy to propozycja?- Uhm.Nie chcę, żebyś teraz odchodził.- W takim razie nigdzie nie pójdę.- Zdjął buty, wślizgnął się pod prześcieradło i objąłAbrę.- Chcesz się ze mną kochać?- Chcę - mruknął.Ich usta spotkały się w czułym pocałunku.Pokój wypełnił się złocistą poświatą.Abra tuliła się do Cody'ego jak stęskniona żona,a jej dotyk podniecał go jak pieszczoty kochanki.Nie rozmawiali ze sobą - słowa nie były imjuż potrzebne.Usta Abry były miękkie, nabrzmiałe od snu.Całował je i całował, a ona tymczasemrozpinała mu koszulę.Chciała go dotykać, poczuć pod dłonią twarde mięśnie.To dziwne, alew jego ramionach czuła się taka bezpieczna.Dotąd nie zdawała sobie sprawy, że jest jej to takbardzo potrzebne.A teraz nagle poczuła się chroniona, rozpieszczana i pożądana.Cody dawałjej to wszystko, choć przecież o nic nie prosiła.Serce biło mu szybko i mocno,zwielokrotniając echem bicie jej serca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki