[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To dobrze.To bardzo dobrze rzekł, po czym wrócił za biurko, ale nie siadał. Zawiodłem. Adam pochylił głowę. Przepraszam.Pasterz przypatrywał mu się z napiętą uwagą. Jak chcesz naprawić swój błąd? zapytał po krótkiej chwili, która mężczyznie z ręką natemblaku wydawała się wiecznością. Pojadę tam jeszcze raz. Dobrze ocenił Pasterz. Zaraz uściślił Adam. Co dalej? Znajdę księgę i unieszkodliwię tego, który jest jej niegodny wyrecytował jakby wcześniejprzegotowany tekst, patrząc przez cały czas nieruchomym wzrokiem ponad ramieniem Pasterza.Ten lekko, niemal niezauważenie skinął głową, po czym otworzył szufladę w biurku i wyjął zeńczarny przedmiot, który w wyciągniętej ręce, we władczy, a jednocześnie łaskawy sposób, podałAdamowi. Tym razem nie daj plamy, Migasiński rzekł niezbyt głośno.Słowa te jeszcze długo huczały w uszach mordercy; nie tylko dlatego, że Pasterz użył jegonazwiska.XLVIIElbląg, dzień piątyBiskup Tadeusz Braun, nowy ordynariusz diecezji elbląskiej, od rana miał pełne ręce roboty.Poranna msza, codzienne modlitwy, śniadanie, przegląd prasy i korespondencji wszystko niby jakzawsze, to znaczy jak od niespełna roku, bo tyle już minęło od uroczystego ingresu w elbląskiejkatedrze pod wezwaniem św.Mikołaja.Tak, niemal jedenaście miesięcy, co jednak nie przeszkadzało nadal nazywać księdza Brauna nowym biskupem.Gorzej, że od kilku dni miał coraz więcej gości.Trudno nazwać ichinteresantami, choć wielu nie po co innego, jak właśnie w interesach przychodziło, niemniej broniłsię przed tym określeniem, jak tylko mógł.Obiad biskup Braun spożył w towarzystwie swojego wikariusza generalnego, biskupa Tomasza,a potem nastąpiła dalsza część rozmów z gośćmi.Po wizycie ekipy lokalnej telewizji, która jak cotydzień nagrała słowo boże na niedzielę, kapłan poczuł się zmęczony.Przez uchylone okno wpadł zabłąkany fragment jakiejś melodii.Na niedalekim placuSłowiańskim zazgrzytał na rozjezdzie tramwaj.Od rzeki noszącej taką samą nazwę jak miastodobiegł charakterystyczny dzwięk syreny wycieczkowego statku, wyruszającego na rejs po jeziorzeDrużno.Ktoś zawołał psa, zatrąbił samochód.Już miał udać się do swoich pokoi, aby odpocząć, zaczął nawet żmudną czynność rozpinaniasutanny, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi.Nie spodziewał się już nikogo. Proszę powiedział, zapinając na powrót guziki.Drzwi uchyliły się lekko, ale przez dłuższą chwilę nikt przez nie nie wchodził.Biskup Braunpostąpił dwa kroki do przodu.W tym samym momencie w szparze między drzwiami a futrynązajaśniała siwa głowa.Biskup od razu rozpoznał księdza Emiliana, rezydenta z Kwidzyna. Szczęść Boże przywitał się staruszek; usiłował klęknąć przed zwierzchnikiem, abypocałować go w biskupi pierścień, ordynariusz jednak szybko pochwycił przyjaciela, zanim tendosięgnął kolanami podłogi. Szczęść Boże, co księdza sprowadza? Jak zdrowie? pytał zaaferowany, ale szybko pożałowałtych naiwnych pytań; dokładnie wiedział, co się stało kilka dni temu w Kwidzynie.Rezydent kwidzyńskiej katedry oddychał z trudem, ręce staruszka drżały jak w febrze. Nie przypuszczałem, że ktoś kiedykolwiek odkryje naszą tajemnicę rzekł łamiącym sięgłosem. Domyślasz się, kto to może być? Nie mam pojęcia. Staruszek wzruszył ramionami. Pewnie nie wiesz, że zabili też SerafinaBuczyńskiego, który prowadził wykopaliska archeologiczne we Fromborku, a kilka dni temu JózekNehring cudem uniknął śmierci.Twarz biskupa przybrała kolor świątecznego opłatka.Opadł ciężko na oparcie krzesła.Piuska na jego głowie przekrzywiła się nieznacznie, jednakdostojnik nie poprawiał jej.Obie jego ręce leżały sztywno na drewnianych, rzezbionychpodłokietnikach antycznego krzesła, zaciśnięte na nich palce pobielały od wysiłku.Wzrok kapłanautkwiony był w wiszącej na przeciwległej ścianie, oprawnej w szeroką ramę, starej mapie Prus. Co możemy zrobić? zapytał po chwili. Nie wiem szepnął rezydent. Zaczynam żałować, że podrzuciłem wtedy ten dokument tymdzieciakom z seminarium. Dzieciaki i bez tego wplątałyby się w kłopoty. Być może.Zapadło milczenie.Stary zegar z kukułką wybił trzecią po południu. A co zrobiłby On? zapytał po chwili biskup.XLVIIICholin, 22 kwietnia 997 rokuGdyby teraz mieli umrzeć, każdy z nich przyjąłby to z tępą obojętnością.To, co ich męczyło oddłuższego czasu, było już przeszłe, niebyłe, jakby nigdy nie istniało.Jeszcze pacierz albo dwa pacierze temu ludzie, którzy zabili z głodu, zyskaliby w ich oczachzrozumienie i zostaliby całkowicie rozgrzeszeni.Teraz jednak spokój i ciepła błogość wyparły czczyniepokój, połączony z nieludzkimi torturami, jakim poddano ich wnętrzności.Czy za miskę strawyoddaliby ubrania, wyrzekliby się wiary w Boga jedynego i niepokalane poczęcie Maryi Panny?Na szczęście żaden z nich nie musiał się już tak poświęcać. Bene mruknął z lubością Adalbert.Pozostali dwaj bracia, Radzim i Bogusza-Benedykt, wyrażali swój zachwyt za pomocą sapania,które przerywane było od czasu do czasu wodnistym siąknięciem.Bo wino dopełniło dzieła.Dziełanajprostszego z możliwych, a może najtrudniejszego dzieła nasycenia.Odkąd na swojej drodze przez obcy kraj, z którego wcześniej nakazano im się oddalić pod grozbąśmierci, ujrzeli niewielki gródek, nad którym unosiły się dymy i skąd dolatywał zapach pieczonegomięsa, zbliżała się już bowiem pora posiłku, nie potrafili myśleć o niczym innym.Obute biedniestopy same zaniosły byłego biskupa Pragi oraz towarzyszących mu misjonarzy do osady Prusów.Niewiedzieli jeszcze, że nazwa jej brzmi: Cholin.Wbrew obawom tubylcy przyjęli ich serdecznie, od razu zapraszając wędrowców na posiłek.Podano mięso z dzika i jelenia, deski pasztetów rozmaitych i wędlin, zwanych laitian, jakich nigdybracia w ustach chyba nie mieli.Zachwyt szczególny wzbudziła iuse gorąca zupa mięsna.Niezabrakło też świeżych ryb, miodu i mleka, tak krowiego, jak i koziego.Skórka świeżo upieczonegochleba trzeszczała cicho, gdy rozrywało się ją palcami.Przez cały czas w kominku wesoło strzelałyszczapy drewna.Biesiada odbywała się w domu człowieka, który, sądząc z tego, jak zwracali się do niegopozostali mieszkańcy, rządził gródkiem.Był to mężczyzna w kwiecie wieku, posturę miał słuszną,wzrok bystry i co najważniejsze, znał język Pomorzan, więc misjonarze bez trudu mogli się z nimdogadać.Na imię ów kunigas miał Sicco. Kim jesteście, wędrowcy? Co was do nas sprowadza? Komu służycie? zapytał, gdy siedzielijeszcze przy biesiadnym stole.Miast udzielić odpowiedzi, misjonarze spojrzeli wpierw z bojaznią na Wojciecha.Co należało odpowiedzieć na takie pytanie komuś, kto był jednym z tych, którzy za krzewienienowej wiary zagrozili im pozbawieniem życia? Czy Adalbert zdoła zaspokoić ciekawośćgospodarza, który rządzi przygranicznym lauksem i zapewne podejrzliwym dalece jest człowiekiem?Skala biskup język swój kłamstwem czy przeciwnie odpowie zgodnie z prawdą, tym samymnarażając siebie i pozostałych na gniew tubylca, a może i na śmierć. Przyszliśmy do was z dobrą nowiną rzekł powoli Wojciech, odstawiając kielich z winem nastół.Radzim i Bogusza-Benedykt struchleli.Przeżuwać kęsy mięsa przestali dużo wcześniej, zanimgoszczący ich możnowładca zechciał wiedzieć, z kim przyszło mu współbiesiadować. Opowiesz nam o niej? zapytał znów łagodnym głosem Sicco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Laini Taylor Córka dymu i koci 02 Dni krwi i wiatła gwiazd
- Popławska Halina Tryptyk rewolucyjny 01 Kwiat lilii we krwi
- Huff Tanya Victoria Nelson 01 Cena krwi (5)
- Huff Tanya Victoria Nelson 01 Cena krwi
- Huff Tanya Victoria Nelson 02 lad krwi (5)
- Jeffries Sabrina Royal Brotherhood 01 Więzy krwi (2)
- Huff Tanya Vicki Nelson 02 Slad krwi
- Huff Tanya Victoria Nelson 01 Cena krwi (4)
- Joel Shepherd Próba krwi i stali 01 Sasha
- Huff Tanya Victoria Nelson 03 Linie krwi (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- andsol.htw.pl