[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybciej, szybciej!Kropla stacza mi się po nosie, druga pada mi na ramię, takawielka, że wygląda, jakby była z łodu albo z kamienia.Płynąstrugi deszczu, słyszę syczenie zagłuszające rechot.Uśmiechamsię z ulgą, woda gasi ogień i łagodzi oparzenia na moichramionach.Liny opadają, podnoszę ręce.%7łałuję, że nie jestemtaka jak Tobias.Muszę pokonać więcej niż cztery koszmary alewe mnie tkwi więcej strachu.Wygładzam sukienkę, a kiedypodnoszę wzrok, stoję we własnej sypialni w dzielnicyAltruistów.Jeszcze nigdy nie musiałam pokonać tego koszmaru.Zwiatło jest wyłączone, ale pokój oświetlony światłem księżycapadającym przez okna.Jedną ze ścian pokrywają lustra.Zmieszana odwracam się w ich stronę.To nie w porządku.Mnienie wolno mieć luster.Patrzę na odbicie; moje wielkie oczy,łóżko z naciągniętą szarą pościelą, szafka z ubraniami, półka naksiążki, nagie ściany.Przenoszę spojrzenie na okno z tyłu.I naczłowieka tuż za nim.Zimno spływa mi po plecach jak kroplapotu, ciało sztywnieje.Rozpoznaję go.To mężczyzna z blizną, ztestu przynależności.Ubrany na czarno stoi nieruchomo jakposąg.Mrugam, po jego lewej i prawej stronie pojawiają siędwaj mężczyzni, równie nieruchomi jak on, ale mają twarze bezrysów - czaszki pokryte skórą.Odwracam się błyskawicznie, a oni są już w moim pokoju.Przyciskam się plecami do lustra.Przez chwilę w pokoju panujegłucha cisza, potem pięści zaczynają walić w okno, nie dwie,cztery czy sześć, ale dziesiątki pięści albo palców tłuką w szybę.Donośny hałas aż wibruje mi w piersi.Potem facet z blizną ijego dwaj towarzysze zaczynają iść w moją stronę, poruszają siępowoli, z rozmysłem.Są tutaj, żeby mnie porwać, jak Peter,Drew i Al; żeby mnie zabić.Wiem.Symulacja.To symulacja.Serce tłucze mi się w piersi, przyciskam dłoń do szkła za mną iodsuwam je w lewo.To nie lustro, ale szafa ścienna.Przypominam sobie, gdzie jest broń.Powinna wisieć na ściancez prawej, zaledwie kilkanaście centymetrów od mojej ręki.Niespuszczam z oka mężczyzny z blizną, znajduję pistoletopuszkami palców i otaczam chwyt dłonią.Gryzę się w wargę istrzelam do tego z blizną.Nie czekam, żeby sprawdzić, czytrafiłam - celuję po kolei do mężczyzn bez twarzy, byle szybciej.Warga mnie boli, tak mocno ją przygryzam.Dobijanie się dookna ustaje, zastępuje je zgrzyt.Pięści zamieniają się w dłonie zzagiętymi palcami, drapią szkło, próbują dostać się do środka.Szkło trzeszczy pod naporem rąk, pęka, rozsypujesię.Krzyczę.Brakuje mi kul w pistolecie.Blade ciała - ludzkie,ale poskręcane, ramiona wygięte pod dziwnymi kątami, zaszerokie usta z zębami jak igły, puste oczodoły - wpadają domojej sypialni, jedno za drugim, gramolą się z podłogi,przepychają, idą do mnie.Wciskam się do szafy i zamykamdrzwi.Jakieś rozwiązanie.Potrzebuję rozwiązania.Kucam.Nieuda mi się wygrać.Nie dam rady ich pokonać, więc muszę sięuspokoić.Krajobraz strachuzarejestruje mój zwalniający rytm serca, równy oddech iprzejdzie do kolejnej przeszkody.Siadam na podłodze szafy.Zcianka za mną trzeszczy.Słyszę walenie - znowu pięściuderzają w ściankę - ale odwracam się i patrzę w ciemność, napanel z tylu.To nie ściana, tylko kolejne drzwi.Szarpię się.żeby je odsunąć.Pokazuje się korytarz na piętrze.Uśmiechamsię, wyczolguję przez szczelinę i wstaję.Czuję, że coś siępiecze.Jestem w domu.Oddycham głęboko, patrzę, jak mój domznika.Na sekundę zapomniałam, że znajduję się w kwaterzegłównej Nieustraszonych.! wtedy obok mnie jak spod ziemiwyrasta Tobias.Ale nie boję się jego.Patrzę za siebie.Może tamjest coś, na czym powinnam się skoncentrować.Ale nie - zamną stoi tylko łóżko z baldachimem.Aóżko?Tobias powolipodchodzi do mnie.Co się dzieje?Gapię się na niegosparaliżowana.On uśmiecha się do mnie.To miły uśmiech.Znajomy.Przyciska swoje usta do moich, rozchylają mi sięwargi.Myślałam, że trudno zapomnieć, że to symulacja.Myliłam się; sprawia, że wszystko inne się rozpływa.Jego palceznajdują suwak mojej kurtki i rozpinają ją powolnym ruchem, ażzamek całkowicie się rozchodzi.Tobias ściąga mi kurtkę zramion.Och, tylko tyle jestem w stanie pomyśleć.Och.Mójkoszmar - przebywanie z Tobiasem.Całe życie bałam się uczuć,ale nie wiedziałam, jak głęboko we mnie tkwi ten lęk.Ale taprzeszkoda różni się od pozostałych, to inny rodzaj koszmaru -nerwowa panika, a nie ślepy strach.Opuszcza ręce wzdłuż moichramion, jego palec przejeżdża mi po skórze tuż nad paskiem,drżę.Aagodnie odpycham go i przyciskam ręce do czoła.Atakowałymnie wrony i ludzie o groteskowych twarzach; chłopak, któryomal nie zrzucił mnie ze skalnej półki, palił mnie na stosie; małonie utonęłam - dwa razy - a z tym miałabym sobie nie poradzić?To ten koszmar, na który nie mam rozwiązania.Czyżby Tobiaschciał.uprawiać ze mną seks?Całuje mnie w szyję.Próbujęmyśleć.Muszę stawić czoło koszmarowi.Muszę przejąćkontrolę nad sytuacją i znalezć sposób, żeby była mniejprzerażająca.Patrzę Tobiasowi z symulacji w oczy.Nie będęz tobą spała w halucynacji, jasne? - oznajmiam surowo.Potem łapię go za ramiona i odwracam nas oboje, przyciskamgo do słupka baldachimu.Czuję coś innego niż strach -łaskotanie w brzuchu, bąbel śmiechu.Mocno przytulam się doTobiasa i całuję go, obejmuję.Jest silny.Jest.dobry.I już gonie ma.Zmieję się, zasłaniając usta ręką, aż czuję gorąco natwarzy.Muszę być pewnie jedyną nowicjuszką z takikoszmarem.W uchu słyszę trzask spustu.Niewiele brakowało, abym o tym zapomniała.Czuję ciężar pistoletu w dłoni, wciskampalec wskazujący pod osłonę spustu.Z sufitu świeci punktoweświatło, nie wiadomo, skąd dochodzi, a w środku plamy jasnościstoją matka, ojciec i brat.Zrób to - syczy głos obok mnie.To głos kobiety, ale ochrypły, jakby były w nim kamienie itłuczone szkło.Przypomina głos Jeanine.Lufa pistoletu wbija się w moją skroń, zimne kółeczko naskórze.Chłód przenika całe ciało, włoski na karku stają mi dęba.Wycieram spocone dłonie o spodnie i kątem okapatrzę na tę kobietę.To Jeanine.Okulary ma przekrzywione;beznamiętny wzrok.Najgorszy koszmar: że zginie moja rodzina ija będę za to odpowiedzialna.Zrób to - powtarza, tym razemnalega.- Zrób to, bo cię zabiję.Patrzę na Caleba, kiwa głową, brwi ma współczującościągnięte.No, dalej, Tris - szepcze.- Rozumiem.Jest wporządku.Oczy mnie pieką.Nie.- Zciśnięte gardło aż boli.Kręcę głową.Daję ci dziesięć sekund! - krzyczy kobieta.- Dziesięć!Dziewięć!Przenoszę wzrok z brata na ojca.Kiedy widziałam go ostatnimrazem, patrzył na mnie z pogardą, ale teraz oczy ma szerokootwarte, łagodne.W prawdziwym życiu nigdy nie robił takiejminy.Tris - mówi.- Nie masz wyboru.Osiem!Tris.- Matka uśmiecha się słodko.- Kochamy cię.Siedem!Zamknij się! - krzyczę, podnosząc pistolet.Mogę to zrobić.Mogę ich zastrzelić.Zrozumieją.Proszą mnie o to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Clay Griffith, Susan Griffith Imperium Wampirów 01 Imperium Wampirów
- Żółte oczy krokodyla 01 Żółte oczy krokodyla Pancol Katherine
- Menzel Iwona W poszukiwaniu zapachu snów 01 W poszukiwaniu zapachu snów
- Schröder Patricia Morza szept 01 Morza szept(1)
- Peter Berling Dzieci Graala 01 Dzieci Graala
- Marlowe Mia Dotyk złodziejki 01 Dotyk złodziejki
- Brockway Connie Niebezpieczny kochanek 01 Niebezpieczny kochanek
- Carla Neggers Tessa z Somerville 01 Tessa z Somerville
- Reynard Sylvain Piekło Gabriela 01 Piekło Gabriela
- Popławska Halina Talerz z Napoleonem 02 Anto
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kolazebate.pev.pl