[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jane nie przestawała chodzić, marszcząc czoło.Nagle zatrzymała się.- Lyn, wiem, że zle to zrozumiała, ale skąd onaw ogóle wiedziała, że odmówiłam przepisania czegokol-wiek?- Jak sama powiedziałaś, zle to zrozumiała.- Lynpokręciła głową.- Pewnie po prostu strzelała.Tacydziennikarze są niesamowicie podstępni.Skąd, naprzykład, miała bezpośredni numer do twojego biura?- zaśmiała się nagle.- Pomyśl o tym, użyła pewniewszystkich swoich detektywistycznych zdolności, abygo uzyskać!Jane roześmiała się i jej wzburzenie minęło.- Cóż, może sobie oszczędzić wysiłku, bo jednojest pewne - jeśli zadzwoni jeszcze raz, odłożęsłuchawkę.- To lubię - powiedziała Lyn.- A wracając do SPADEK 123rzeczy - co z tym przeglądem płac pracownikówz krótkim stażem?- A co ma z nim być? - Jane uśmiechnęła się.- Skończyłam go.- Ciekawe, czy Mark i Jonathan mają już swojegoFlynna - powiedział Daniel, kiedy wracali z wieczorne-go spaceru z psem.- Nie obawiaj się, dowiesz się o tym, kiedy tylkogo dostaną - uśmiechnęła się Jane, szczęśliwa jaknigdy dotąd.- Dałam im twój telefon.Ostatnimrazem, kiedy się widzieliśmy, poznałam ich matkę.Wydawała się bardzo sympatyczna - dodała, poma-gając mu zamknąć bramę.- Tak, wyglądają na niezwykle szczęśliwą rodzinę- zauważył.Podniósł leżący na ziemi patyk i rzucił goFlynnowi.Jane poszła w stronę domu, przysłuchując się, jakdroczy się z psem, który wciąż przynosił mu patyki oczekiwał dalszej zabawy.Było jej trochę smutno,że Daniel automatycznie założył, iż szczęśliwa rodzinato coś niezwykłego.- Nie, Flynn, wystarczy - usłyszała za sobą.- Idzi poproś Jane.- Możesz się nie trudzić - zaśmiała się Janei pobiegła w stronę domu.- Jane musi się zająć kolacją.Kiedy przyrządzała posiłek i potem, kiedy go jedli,zastanawiała się, czy był to właściwy moment naprzeprosiny za poprzedni wieczór.Wciąż była mu jewinna.Próbowała przeprosić go rano, ale z rozmysłemskierował rozmowę na inne tory i nic z tego nie wyszło.Zastanawiając się nad tym pózniej, doszła downiosku, że niezależnie, co nim kierowało, ranonajwyrazniej nie chciał o tym rozmawiać.Postanowiłaodłożyć rozmowę na wieczór.Udawanie, że nic sięnie nie stało, byłoby dziecinadą.Znając Daniela, 124 SPADEKspodziewała się, że kiedy tylko będzie chciał, poroz-mawia o tym bez wahania.- Jeśli ładnie poprosisz, Jane na pewno wezmie cięna dwór i pobawi się z tobą - powiedział Daniel dopsa, który leżał u jego stóp.- Zdaje się, że mamy tyle samo ochoty na zabawęw strugach wody - zaśmiała się Jane, wyglądając przezokno, o które uderzały krople deszczu.Starała się niepatrzeć na Daniela w obawie, że wzrok zdradzi jejuczucia.Całą powrotną drogę, kiedy prowadził.- Samochód! Gdzie jest samochód? - krzyknęła niespo-dziewanie, czym wystraszyła zarówno Daniela, jaki psa.- Wstawiłem go do garażu, kiedy ty po raz kolejnydowodziłaś swego geniuszu w kuchni.- Potrząsnąłgłową, kiedy zrobiła do niego minę.- Mówię zupełnieserio.- Czułam się podobnie, kiedy słyszałam, jak graszna fortepianie! - krzyknęła Jane.- Zawsze myślałam,że ludzie, którzy grają tak dobrze jak ty, musząćwiczyć kilkanaście godzin dziennie, a ciebie słyszałamtylko raz.- Dawno już nie grałem.Kiedy byłem dzieckiem,mówiono, że jestem niezwykle utalentowany muzycznie- odpowiedział rzeczowo i wzruszył ramionami.- Potem przestałem interesować się muzyką.- Mógłbyś teraz dla mnie coś zagrać? - spytała,a kiedy przez chwilę wahał się, odniosła wrażenie, żedotknęła jakiegoś czułego punktu.Tak samo jakwtedy, gdy pierwszy raz wspomniała o psie.- Z przyjemnością - odparł, po czym wstał i poszlirazem do salonu.Flynn nie odstępował ich na krok.Grał ponad godzinę, przerywając i kontynuując,gdy go o to prosiła.Przed każdym utworem podawałjej nazwisko kompozytora i tytuł lub numer opusu.-  Rapsodia Węgierska" Liszta, pewnie ją znasz SPADEK 125- poinformował, kiedy znów poprosiła go, aby grałdalej.Tytuł nic jej nie powiedział, ale rozpoznała utwór,gdy tylko dotknął palcami klawiszy.Grał z wprawą,której nie mogło nie zauważyć nawet tak niewyszkoloneucho, jak jej.- O, nie! - zawołała, kiedy rozległ się dzwonektelefonu.- Ja odbiorę.- A ja nastawię kawę - powiedział Daniel i zamknąłfortepian.- Cześć, Jane.Mówi Paul.- Paul, jak się masz? Jak urlop? - spytała szybko,uświadamiając sobie, że nie pomyślała o Paulu anirazu od czasu ostatniego spotkania.- Zwietnie.Słuchaj, Jane, muszę się z tobą zobaczyć.Masz trochę czasu?- Kiedy? - spytała, świadoma, że Daniel stoiw drzwiach i nawet nie próbuje ukryć, że przysłuchujesię rozmowie.- Dzisiaj.Jutro rano wyjeżdżam do Genewy.- Bardzo mi przykro, Paul, ale nie mogę.- Jane, myślę, że powinnaś znalezć chwilę czasu.To naprawdę ważne.- Jest mi bardzo przykro, Paul, ale naprawdę niemogę.A w ogóle, to muszę już iść, bo zostawiłamgarnek na gazie.Kiedy odłożyła słuchawkę, nie miała prawie ża-dnych wyrzutów sumienia.Zdecydowanie w jegogłosie było czymś, co znała aż za dobrze z okresu,kiedy Paul próbował zmienić ich znajomość w coś,czego nie mogła zaakceptować.Miała nadzieję,że ten okres już minął.Ale ton Paula wskazywał,że tak nie było.Wzdrygnęła się, kiedy Daniel położył rękę na jejramieniu.Odwrócił ją powoli i objął.- Kłamczucha - szepnął, zanurzając twarz w jej 126 SPADEKwłosach.- Powinnaś była mu powiedzieć, że jest tutwój zazdrosny kochanek.- Miałby trudności z przyjęciem tego do wiadomości- odpowiedziała.- Chciałbym, żeby to było kłamstwo.To uczucie,którego nie mogę znieść.Ale cieszę się, że powiedziałaśmu, co trzeba.Jane przytuliła się do niego w milczeniu i przypom-niała sobie, że już raz był zazdrosny z powodu Paula.Ale wtedy nie potraktowała tego jako wyznania miłości.- Napijemy się kawy? - zapytał Daniel szeptem.Skinęła głową i zaśmiała się.- A co byś zrobił - nie mogła powstrzymać sięprzed zadaniem tego pytania - gdybym zgodziła sięspotkać z Paulem?- Grałbym na fortepianie jak szalony przez całą noc.- Co byś robił? - Jane aż cofnęła się ze zdziwienia.- To jedna z przyczyn, dlaczego przestałem grać.Traktowałem grę jak sposób na wyładowanie swojejzłości, a to zbrodnia popełniana na czymś tak pięknym,jak muzyka.- Byłeś zły, kiedy pierwszy raz słyszałam twoją grę- przypomniała Jane głośno.- Ale dzisiaj nie byłem zły - zaprotestował ześmiechem.- Szkoda, że przestałeś grać jako dziecko.- Jane, naprawdę nie ma czego żałować! - zawołał.- Byłem humorzastym dzieciakiem, który wyżywałsię na fortepianie, dopóki nie zrozumiał, że to nie byłdobry pomysł.W każdym razie, jestem już dorosły,więc jakie to ma znaczenie?Jane znów przytuliła się do niego, obejmując gomocniej.Dla niej miało to bardzo duże znaczenie.To, co tak niechętnie opowiedział jej o swoimdzieciństwie, tworzyło obraz ponurej samotności.Ponieważ kochała go, nie było jej to obojętne. SPADEK 127- Hej - szepnął Daniel miękko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki