[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łar jego ciała zagotował rzekę wokółniego i białe chmury pary uniosły się na spotkanie czarnych, burzowych.Burza piorunów i ognia uderzyła w tę cząstkę Pieśni Chambarai, która była Pallas Ril,przeszła przez nią jak przez soczewkę i uderzyła w samego Chambarayę, nie czyniąc munajmniejszej krzywdy.Ryby umierały, drzewa schły, trawa przy brzegach spopielała się,rodzina wydr ugotowała się żywcem, a poparzoną sarnę porwał nurt, ale niezmierzona mocMa elKotha miała na Chambarayę równie niewielki wpływ jak mały pożar buszu alboprzedwczesny przymrozek u podnóża gór.Pallas włączyła się w Pieśń, a ta przepłynęła przez nią i zjednoczyły się.Pallas stała sięprzezroczysta dla Pieśni, tak jak była całkowicie przepuszczalna dla potęgi Ma elKotha.AChambaraya za jej pośrednictwem odpowiedział cesarzowi nie ogniem i nie piorunami, leczsiłą życia.Na idealnej skórze Ma elKotha pojawiły się wrzody, w płucach wyrosły mu glony, trądzaczął pożerać jego ciało.Mikroskopijne symbionty żyjące na co dzień w jegownętrznościach poczęły błyskawicznie rosnąć, rozpychając mu brzuch i rozdymając klatkępiersiową i byłyby niechybnie rozsadziły go od środka, gdyby nie fakt, że Ma elKoth,podobnie jak sam Chambaraya, był tylko po części materialnym bytem, po części zaś  ideą.Płonęła w nim moc miłości, którą czerpał z życia swoich Dzieci, i wkrótce jej żarwysterylizował mu trzewia, skórę, płuca i krew, aż stały się jałowe jak powierzchnia księżyca.Podczas tych zmagań bogowie także rozmawiali.Ma elKoth przemawiał tysięcznymchórem, w którym brzmiały wszystkie ludzkie głosy  od krzyków nowo narodzonych dziecipo lament trawionych chorobą starców:  Dlaczego nie uderzysz w moje Dzieci? Wiesz przecież, że w ten sposób mógłbyś Mnieosłabić.Wstrząśnij ziemią, zburz im domy, sprowadz powódz.Czy nie tak przejawia sięzwykle twoja prawdziwa moc?Odpowiedz przyszła w ryku wodospadu, gęganiu gęsi, trzeszczeniu przemieszczającegosię lodowca: ONE NIC MI NIE ZROBIAY.I Ma elKoth zrozumiał: Pallas Ril nie była przekaznikiem boskiej mocy.Jej wolazabarwiła Pieśń.Stały się jednym.A to oznaczało, że nie musi pokonać samego Chambarai: wystarczy, że pobije Pallas.Troski, które bogu rzeki mogły się wydać nieistotne jak drobinki kurzu, dla kobiety, przezktórą przepływa jego moc, będą o wiele poważniejsze.A zatem śmiało, ruszaj! Załatwmy to raz na zawsze!Rozłożył potężne ramiona i chlusnął w nią mocą  nie ogniem, nie błyskawicą, niewichurą, lecz czystą mocą, surowym Przepływem, zaczerpniętym z życia Dzieci,zogniskowanym i przelewanym bez końca.Przyjęła wszystko.Moc przepływała przez nią na wskroś, a ona wyraznie czuła, gdzieznajduje się jej zródło: Dzieci Ma elKotha gasły jedno po drugim jak ścięte mrozem świetliki.25Teraz, kiedy jest już za pózno, kiedy umieram na zakrwawionym piasku, zaczynamrozumieć.Nareszcie rozumiem.Wiem, o co chodziło ojcu, kiedy mówił, że poznanie wroga topołowa bitwy.Znam cię.O tak, znam cię.To ty.Ty, który ze swojej wygodnej leżanki patrzysz, jak umieram, który za moimpośrednictwem odczuwasz drżenie moich bebechów.To ty jesteś moim wrogiem.Wokół mnie leżą ciała, jak kłosy porzucone na ściernisku przez nieuważnego żniwiarza.Czuję pod plecami, jak ciało Berne a stygnie.Niebo ciemnieje.Chociaż nie, to tylko światłoPallas przygasa mi w oczach.Każda kropla krwi, która dziś wsiąka tu w piasek, plami moje ręce i ręce potworów, któremnie tu przysłały.O tobie mówię.To z twoich pieniędzy się utrzymuję, ja i inni, podobni do mnie.To twoim żądzomsłużymy.W każdej chwili możesz pstryknąć wyłącznikiem awaryjnym, odwrócić wzrok,wyjść z teatru, zamknąć książkę.Ale tego nie robisz.Jesteś moim wspólnikiem.Moim niszczycielem. Moim przeznaczeniem.Moim wiecznie żądnym krwi bogiem.Chryste Panie.ależ boli.26W Pieśni serce Pallas pękło.W miarę jak moc Ma elKotha przez nią przepływała,poznawała wszystkich mężczyzn, wszystkie kobiety i dzieci, którzy przypłacili to życiem;poznawała ich tak dobrze i tak blisko, jak matka poznaje życie, które wydaje na świat.Każdaśmierć chłostała ją bezgranicznym żalem matki, która musi oglądać śmierć swoich dzieci.Może gdyby umarli wszyscy jednocześnie, byłaby w stanie to znieść; pojedynczy wstrząsunicestwienia stopiłby ich w jedną wielką, abstrakcyjną masę, w stalinowską statystykę.Onajednak musiała doświadczyć każdej tej tragedii z osobna.Pod ciężarem złożonych,kochających dłoni, płaczu i rozpaczliwych spojrzeń, rzucanych spod zamkniętych powiek, jejdusza się załamała.Sprowadziła ją tutaj gotowość poświęcenia się dla obrony niewinnych istnień.Ta ideastanowiła nieodłączny element jej istoty.%7łeby przyjąć tę żałobę obojętnie, musiałaby byćkimś innym niż Pallas Ril, kimś innym niż Shanna Leighton.Nawet odwieczna cierpliwość rzeki nie mogła uwolnić jej od tego bólu.Wiedziała, że i ona, i Hari zapłacą za to życiem, ale nie mogła się zgodzić na to, żeby taodległa, beznamiętna rzez trwała bezkarnie.Dwa istnienia w zamian za tysiące, i to tysiącebliskie jak rodzina, tysiące stale obecne w jej sercu.Tak, na taką wymianę była gotowa.Powoli, z gryzącym żalem, wytłumiła swoją melodię w Pieśni.Ma elKoth wyczuł zmianę w Przepływie, jego atak osłabł i załamał się.Woda rzuciła gona arenę i cofnęła sięgające ponad koroną stadionu ramię fali.Rzeka wróciła w koryto.Pallas stała naprzeciw niego na grząskim od krwi piasku. Wygrałeś  powiedziała. Poddaję się.Doskoczył do niej i złapał ją za wiotkie, bezwolne ramiona.Posłał jej pogardliwespojrzenie. Współczucie jest godne podziwu, ale tylko u śmiertelnika  powiedział łagodnie,niemal uprzejmie, ale już po chwili jego głos ciął jak nożem:  U boga jest to niewybaczalnawada charakteru.Pallas nie odpowiedziała.Ma elKoth rozejrzał się po arenie, zaciskając usta na widok śladów rzezi.Ci, którzyprzeżyli, zaczynali nieśmiało unosić głowy.Wzniósł oczy ku niebu, chmury się rozwiały,promienie słońca znów padły na ziemię.  To była zaledwie mała zwłoka  powiedział. Chwila rozrywki, nic więcej.Zresztą itak już się skończyła. Mruknął coś pod nosem, wyraznie zdekoncentrowany. GdzieCaine?Pallas zobaczyła go pierwsza, leżącego na wznak na zwłokach mężczyzny, który musiałbyć Berne em.Kosall sterczał mu z brzucha jak Excalibur z kamienia.Poczuła się tak, jakbyto ją przeszył, jakby to jej wnętrzności rozszarpał.Zaparło jej dech w piersi.Ma elKoth spojrzał w tę samą stronę. Więc jeszcze żyje. mruknął z zadowoleniem. Zwietnie.Przez łzy widziała, jak Kosall się chwieje, kołysze nad ciałem w nierównym, rwanymrytmie.Najwyrazniej Hari jeszcze oddychał.Uścisk Ma elKotha wydał jej się dziwniełagodny, gdy cesarz powlókł ją przez arenę do miejsca, w którym leżał Caine.Słońceprzyjemnie grzało jej mokrą skórę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki