[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aprzypominać utukku o wojnach, które przegrali, jest i niegrzecznie, i bardzo nierozsądnie.188 Wielki, czarny kruk wstrząsnął skrzydłami i skoczył na krawędz kamienia.Kiedy z dziury wysunęły się ju\ pióra ogona, pojawił się w niej kolejny dziób.Tymczasem utukku dotarli do mojej kolumny.Baztuk uniósł ramię.Chrząknąłem.- Mo\e spojrzycie za siebie?- Nie ze mną te numery, Bartimaeus! - krzyknął Baztuk.Pchnął ramię doprzodu i włócznia rozpoczęła lot.Jakiś czarny kształt przeciął jej drogę, złapałdrzewce w dziób i poleciał w górę, wyrywając broń z ręki utukku.ZaskoczonyBaztuk zaskowyczał i obrócił się.Obrócił się te\ Kserkses.Kruk przysiadł na pustej kolumnie, zręcznie trzymając włócznię w dziobie.Baztuk niepewnie ruszył w jego stronę.Kruk powoli zgniótł dziobem stalowy trzonek.Włócznia rozszczepiła się napołowy.Obie upadły na ziemię.Baztuk zamarł.Z dziury wyfrunął kolejny kruk i zasiadł na sąsiedniej kolumnie.Oba ptakitrwały w ciszy, wpatrując się w utukku oczyma o nieruchomych powiekach.Baztuk popatrzył na kompana.- Eee.Kserkses?.Orlodzioby ostrzegawczo mlasnął językiem.- Baztuk, podnieś alarm - powiedział.- A ja je załatwię.Z podkurczonymi nogami skoczył wysoko w górę.Rozpostarł wielkie, białeskrzydła, wydając przy tym taki dzwięk, jakby pękał materiał.Za-łopotał nimiraz i drugi.Wznosił się coraz wy\ej, a\ pod sufit.Pióra wygięły się, a potemwyprę\yły.Obrócił się i zanurkował głową w dół, w ręce trzymał wyciągniętąwłócznię.Spadał z szybkością błyskawicy.Ku spokojnie czekającemu krukowi.W oczach Kserksesa zobaczyłem niedowierzanie.Teraz był ju\ niemal tu\nad krukiem, a ptak wcią\ ani drgnął.Utukku nagle się przestraszył, szarpnąłskrzydłami do tyłu i rozpaczliwie starał się przechylić, unikając zderzenia.Kruk szeroko otworzył dziób.Kserkses krzyknął.Kłąb i wir, kłap-kłap i zaraz potem odgłos przełykania.Na kamienie wokółkolumny z wolna opadło kilka trzepocących piór.Kruk cały czas siedziałspokojnie, spoglądając sennymi oczyma.Kserkses znikł.189 Baztuk rzucił się ku ścianie, w której powinien otworzyć się portal.Grzebałw sakiewce zawieszonej u pasa.Drugi kruk leniwie przeskakiwał z jednejkolumny na drugą - w końcu wyprowadził go z równowagi.Utukku zokrzykiem udręki cisnął włócznią.Przeleciała obok ptaka i po rękojeść utkwiław kamiennym słupie.Kruk ze współczuciem potrząsnął głową i rozpostarłskrzydła.Baztuk gwałtownie otworzył sakiewkę, wyjął niewielki brązowygwizdek i przyło\ył go do warg.Znów się zakotłowało, znów powstał skłębiony wir.Baztuk okazał sięszybki.Schylił łeb, dzgnął rogami - i nagle wpadł w rozedrganą otchłań.Niezostał po nim \aden ślad.Kruk niezgrabnie przysiadł na ziemi, ze skrzydłasączyła mu się zielona krew.Uwięziony w kuli skarabeusz podskakiwał radośnie- Dobra robota! - zawołałem, starając się, by mój głos nie brzmiałpiskliwie.- Nie wiem, kim jesteście, ale jeśli o mnie chodzi.Urwałem w pół zdania.Za sprawą kuli mogłem widzieć przybyszy tylko napierwszym planie, gdzie a\ do tej chwili ka\dy miał postać kruka.Mo\e zdalisobie z tego sprawę, gdy\ nagle, w ułamku sekundy, mi się ujawnili.Ju\wiedziałem, kim są.Zamknięty w kuli chrząszcz zachłysnął się.- Och - powiedziałem.- Cześć.- Cześć, Bartimaeus - odpowiedział Faquarl.25I Jabor tu jest - dodałem.- Jak to miło z waszej strony, \e przyszliście.- Bartimaeusie, pomyśleliśmy, \e mo\esz czuć się samotny.Kruk z krwawiącym skrzydłem zamigotał i przybrał postać kucharza.Ramięmiał głęboko rozcięte.- Nie, nie, znalazłem się w centrum uwagi.- Właśnie widzę.- Kucharz przyjrzał się mojej kuli.- O rety, i to w ścisłymcentrum.Zachichotałem, ale bez przekonania.190 - Stary druhu, \arty na bok.Mo\e udałoby ci się jakoś mnie stąd wydostać?Te bariery ju\ się na mnie zaciskają.Kucharz pogłaskał się po podbródku.- Cię\ka sprawa.Ale widzę rozwiązanie.- Zwietnie!- Mo\esz zmienić się w pchłę albo w jakiegoś innego insekta.To da cijeszcze kilka cennych chwil \ycia, zanim twoja esencja ulegnie zniszczeniu.- Dzięki ci za tę u\yteczną radę - wykrztusiłem.Kula była ju\ bardzo blisko.- A mo\e w jakiś sposób unieruchomisz tę klatkę i mnie uwolnisz.Będęniewyobra\alnie wdzięczny.Faquarl uniósł palec.- Przyszło mi co innego do głowy.Mógłbyś nam powiedzieć, gdzie ukryłeśAmulet z Samarkandy.Jeśli będziesz mówił szybko, to mo\e zdą\ymyzniszczyć kulę, zanim zginiesz.- Odwróć kolejność, a umowa stoi.Kucharz westchnął cię\ko.- Nie sądzę, by twoje poło\enie było odpowiednie do.Przerwał, słysząc jakieś odległe wycie.W tej samej chwili komnatęprzebiegło znajome dr\enie.- Portal się otwiera - wyjaśniłem szybko.- Przeciwległa ściana.Faquarl spojrzał na drugiego kruka, który wcią\ siedział na kolumniei oglądał sobie szpony.- Jabor, czy byłbyś tak uprzejmy?.Kruk zrobił krok poza kolumnę i zmienił się w wysokiego mę\czyznęo głowie szakala i jaskrawoczerwonej skórze.Ruszył przez izbę i stanąłpod przeciwległą ścianą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki