[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważyłem, że Richard się zatacza, wewnętrzna walka musiała go wykończyć.Chwilępotem sam to zrozumiał.Ogarnęła go wściekłość.Popatrzył na swoją przyjaciółkę, nanieruchome twarze wokoło.Wściekłość zniknęła, zastąpiona gotowością do działania. Wrócę po ciebie  obiecał dziewczynie, pożegnał ją gestem i wybiegł w deszcz.W samą porę, upiór pomału stawał na nogi, opierając się o ścianę.Palce wbijał głęboko wdrewniane bale. Sssabiję go!  wysyczał jednocześnie do wszystkich i do nikogo i już go nie było.Poszedłem do swojego pokoju.W tej rozgrywce najlepsze karty dostał upiór.Niechciałem być na dole, kiedy za chwilę wróci.Zanim zasnąłem, zastanawiałem się, kim był ten R.C.i dlaczego zamknięto jego duszęrazem z duszą demona czy bóg wie czego w tym diabelskim ciele.I kim albo czym jestem ja.Obudziłem się w środku nocy z koszmarną myślą.Valena została w osadzie sama,prawdopodobnie spała w tej samej chałupie.Gdybym teraz po nią poszedł, nic i nikt niezdołałby mnie powstrzymać.Nawet nikt by nie próbował, przeszło mi przez myśl nawspomnienie wydarzeń sprzed kilku godzin.Zmusiłem się, by zamknąć oczy, ale jedno nieposłuchało.Pokazywało mi rzeczy, których nie chciałem widzieć, a tym bardziej nie chciałemo nich myśleć.Nie zamierzałem jednak podporządkować się inteligencji Oka ani ukrytejczęści siebie.Zamiast zmagać się z chęcią wyjścia na korytarz i odnalezienia dziewczyny,zacząłem oporządzać ekwipunek.Wilgoć ostatnich dni odcisnęła na nim ślad, było co czyścić,pucować i zszywać.Nagle przyłapałem się na tym, że przygotowuję specjalne jadło dlaMargaret  otworzyłem cztery naboje i wymieniłem siekane żelazo na pokruszone srebrnepierścionki i bransoletki.Nie chciałem wplątać się w jakąś drakę z upiorami, ale lepiej byćprzygotowanym na wszystko.Pukanie do drzwi oderwało mnie od pracy.Wystraszyłem się  mało kto dałby radę mnietak zaskoczyć.Nienabita śrutówka była bezużyteczna, chwyciłem więc miotacz granatów.Wiedziałem już jednak, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo.Przynajmniej nie takie, zktórym trzeba sobie radzić przy pomocy kalibru czterdzieści milimetrów. Proszę  powiedziałem cicho.Mój głos brzmiał nieprzyjemnie ochryple.Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, za nimi stała Valena.Z lampą w dłoni, weflanelowej koszuli nocnej, bosa.Włosy miała rozpuszczone, wyglądała młodziutko, niemaldziecięco, i bezbronnie.Oko złośliwie pokazywało mi to, czego normalnie bym nie zobaczył,ale i bez tego byłem świadomy jej kobiecych kształtów, apetycznych i ponętnych.Zacisnąłemusta, po chwili je rozchyliłem.Patrzyła na mnie z żarliwą nadzieją, której nie zamierzałem spełniać. Czego chcesz?  warknąłem. Potrzebuję pomocy, a jestem sama.Oni.oni mnie zadręczą.Richard mi teraz niepomoże. Wróci po ciebie.Obiecał ci to.Bezsilnie pokręciła głową. Do tego czasu jednak. nie dała rady dokończyć. Sądzisz, że zdołam ci pomóc, że w ogóle zechcę?  wyrzuciłem z siebie. Tak, pan jako jedyny zdoła to zrobić.Bo pan chce  odpowiedziała i zupełnie zbiłamnie z tropu.Mówiła prawdę.To ta jej cholerna empatia.Chciałem jej pomóc, ale druga część mnie, ta, której siębałem, która była zamknięta, pragnęła czegoś zupełnie innego.A teraz bardzo łatwo mogła tosobie wziąć.Zaskowyczałem jak zwierzę.Zadrżała, ale nie ruszyła się z miejsca.Cienie korytarza poszarzały w świetle drugiej lampy, zagrzmiały ciężkie kroki człowiekazataczającego się z powodu senności i sporej dawki wińska, które miało przynieść dobry sen. Valeno, co tam robisz? Do cholery, wracaj do pokoju!  poznałem głos karczmarza.Pojawił się w ciężkich ramach ścian korytarza jak stare, zaśniedziałe malowidło.Przezchwilę patrzył na mnie tępo, potem położył zarośniętą czarnymi kłakami łapę na ramieniudziewczyny.Paznokcie miał brudne, połamane, a na przedramieniu starą, zygzakowatą bliznę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki